Ciesze się jak wy wszystkie,że atrakcje się skończyły. Dziś była przejażdżka dziadkową BM-ką. Autko ma ...26 lat,a zachowuje się jak nastolatek,pełen automat,zero rdzy,a silnik mruczy cichutko. Na liczniku ledwie 180 tys.km. No powiem Wam,że chyba byłabym pierwsza do kupienia tego cuda.
Pojechalismy jakieś 20 km za miasto,w górzyste tereny. Synek pokazywał nam po drodzen zamki całkiem odrestaurowane i zamieszkałe przez spadkobierców,przewiózł nas serpentynami dodając przy tym,że zupełnie jak w Szwajcarii hi,hi. Dziadziuś prosił synka żeby zatrzymał się gdzie na piwo,ale synek nie wykazał zainteresowania i wrócilismy do domu.
Zeby ojca udobruchać w domu nalał mu lampkę wina ,sobie też,ale po pierwszym łyku synek tak się zakrztusił,że powietrza złapać nie mógł. W pierwszej chwili chciałam go w plecy klepac,ale pomyslałam sobie,że to nie mój pdp przecież,niech się krztusi hi,hi.
Potem przez godzinę kasłał tak bardzo ,że prawie zwrócił . Smiesznie to wyglądało bo on ogólnie to taki elegancki,porusza się powoli,mówi starannie,a jak się zakrztusił i nie mógł tego opanować to widziałam,że bardzo się wstydzi hihi.
No i elegancje dziś wieczorem szlag trafił wraz z pierwszym łykiem wina. :)