Lena Cholewińska?,bo nie ma awatara
Cześć wszystkim,
pamiętacie mnie sprzed 2 lat, jak nie umiałam niemieckiego i chciałam się załapać na święta? I jak wszystko poszło jak po maśle?
I jaka byłam szczęśliwa? I że pacjentka mi wyzdrowiała i jesteśmy do dziś w dobrym kontakcie?
Szczęścia ciąg dalszy - w maju tego roku znalazłam się w Szwajcarii. Pdp niestety, cudny i przystojny (widziałam foto z woja) sobie poszedł na Drugą Stronę.
w sierpniu... ech cudowny to był czas, miałam zapieprz jakich mało, wieś, po raz pierwszy w Szwajcarii, krowy u sąsiada, kot z własnym pokoikiem, Heinz z własnym balkonikiem... no ale.. poszedł. Pomimo pracy przy Pdp, bo wymagał uwagi, a do tego był 190 cm/90kg, (mówiłam na niego małe słoniątko, z czego był rad)
byłam po raz pierwszy w pracy za granicą jak u siebie w domu. Nie czułam skrępowania, wyobcowania, braków językowych, poczucia gorszości, bo z Polski. Potrafiłam kłócić się z lekarzem (nota bene wpędził Heinza na Drugą Stronę), kłócić się w ogóle w interesie Pdp z różnymi osobami z jego otoczenia.
Rodzina mówiła, że jestem członkiem rodziny.
Bo porównywali moją pracę do tego co robiły poprzedniczki, nie mogli się nadziwić, że tak można pracować,
na co ja odpowiedziałam, że chociaż jestem gościem to dbam jak o własny dom. Robiłam zaprawy, zrywałam wiśnie,
drylowałam, mroziłam, robiłam bimber, odchwaszczałam, sadziłam, podlewałam, jak we własnym domu.
Wiem, że Heinz był mną zauroczony, podrywał mnie trochę ;) prawił komplementy, jak coś szło nie po jego myśli
burczał.. wywalałam na niego język, a on się natychmiast rozchmurzał.. Znowu potrafił się śmiać na głos, córki mówiły, że odmłodniał...
Ale poszedł. 3 dni był tylko w szpitalu, leukemia.. 90 nie dożył.
Wróciłam 25 sierpnia do Bydgoszczy. 25 września dostałam @
od córki Heinza, czy nie przyjadę do niej pomóc na 2 miesiące.
Przyjechałam.
Znowu cudownie, ale wracam przed świętami, dlatego status mam jaki mam. Mam pracę ale szukam nowej.
Chcę tu zostać, tu jest inny świat, inny niż w Niemczech, ludzie ... inny gatunek człowieka tu zamieszkuje.
Nawet niewk***wiają mnie te dzwonki po nocach, krowie = żeby łatwo je było znaleźć, każda ma dzwonek.
Wszyscy jak na haju, nikt na nikogo nie krzyczy, każdy się wita, wiadomo wioska. Jedyne, że nigdy nie wiesz, w jakim języku. Bonjour, [grussech - to po swajcarsku] Guten Morgen, Salut, ciao, taki językowy miszung.
oczarowana jestem
acha, mówią tu: jest krowa jest wszystko. i to jest prawda, bogaty kraj
jak ktoś to wytrzymał czytać to gratki, a jak nie, to przepraszam