Przyjeżdża za dwa tygodnie do mojego dziadka siostra z córką w odwiedziny. Na tydzień. No i tak wypytuję, co i jak. Bałam się, że będę musiała opuścić swój pokój, ale całe szczęście nie - siostra dostanie inny pokój a jej córka na leżance będzie spała. Niewygodne jest to, że będą korzystały z mojej łazienki, a żeby do niej wejść trzeba też wejść do mojego pokoju. Średnio mi się to podoba, no ale rozumiem - nie będą latały na dół, do łazienki dziadka. Pytam o śniadania - czy będziemy jedli jakoś razem o określonej godzinie. A on, że nie, że one są gośćmi i będą jadły jak wstaną. Że siostra wstaje koło 8, a córka koło 10. No i ciekawa jestem, czy on sobie wyobraża, że będę 3 razy robiła śniadanie.... Jakby nie można było ustalić, że o danej godzinie wszyscy razem jedzą. Tak to mogę wszystkim uszykować, w końcu czy dla dwóch, czy dla czterech osób, to wielkiej różnicy nie ma. Ale tak to może mam warować, kto kiedy wstanie i lecieć ze śniadankiem. No bardzo mi się ta wizja nie podoba.
Pewnie powiecie mi, że w końcu w umowie mam tylko dziadka, ale z drugiej strony to tylko tydzień. Ale znowu z trzeciej strony to nie chcę się czuć jak służąca.
Już też widzę, jak dziadek będzie mnie traktował. Nie wiem, czy Wasi podopieczni też tacy są, że jak przyjdą goście, to stawają się dla Was mniej mili? Bo ten mój to wtedy rozkazami zaczyna rzucać, miny strzelać, nie powie że coś na przykład chce, tylko obrażonym tonem pyta dlaczego tego jeszcze nie zrobiłam. Na przykład wypije jedną filiżankę kawy i jak mu nie zdążę nalać jeszcze następnej, to ją podnosi, przechyla do góry dnem, drugą ręką jakieś znaki daje, miny strzela. Jakby nie szło poprosić o dolewkę.