Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, która nie umiała cieszyć się życiem... Bardzo bolało ją kiedy nikogo przy niej nie było, kiedy pragnęła się uśmiechać, więc znalazła świetnego przyjaciela. Był miły, wesoły, rozumiał ją, mogła mu o wszystkim powiedzieć, nawet o tych na prawdę najskrytszych tajemnicach. Kiedyś postanowiła powiedzieć o pewnej rzeczy swojej mamie, gdyż nie mogła sobie poradzić z dziwną sytuacją, która wydawała się być 'nie na miejscu'. Mówiła i płakała, płakała i mówiła, a później płakały obie. Chyba źle zrobiła , bo mama chodziła kilka dni bardzo smutna. No cóż , trudno, więcej nic jej nie powiem.
Po kilku dniach, dziewczynka siedziała na dworze i bawiła się ze swoim przyjacielem noi psem. Podsłuchała jak mama krzyczy na tate, że tak nie wolno, że leży jej to na sercu.. Później tata mówił, że młoda naoglądała sie jakiś głupot. Mama chodziła na nią zła... Nie chciała z nią rozmawiać...i został jej znowu ten mały przyjaciel... Mama nie uwierzyła, dlaczego?! Przecież mała mówiiła prawdę! Po paru dniach, to już wszyscy byli źli na dziewczynkę, nie tylko rodzice, ale i ciocia i babcia... Co to miało znaczyć? NIKOMU już nic nie powie, skoro później wszyscy są na nią źli.