Znalazłam na drugim forum o opiekunkach ciekawy artykuł z Arbeitlandii o współpracy siostry z Pflegedienst z polskimi opiekunkami: http://www.arbeitlandia.eu/praca-w-opiece/179,niemiecka-zawodowa-opiekunka-o-opiekunkach-osob-starszych-z-polskich.html
Ciekawa jestem, jak się układa Wasza współpraca z niemieckim personelem medycznym, bo z tego co wiem, na porządku dziennym są wizyty Caritasu, Diakonie bądź innych instytucji, świadczących usługi medyczne.
Do mojego pacjenta trzy razy dziennie przychodzi Caritas, co prawda zmierzyć tylko cukier i podać insulinę ,rano także nałożyć pończochy kompresyjne; mój zmiennik robił to samodzielnie, lecz ja się nie podejmuję, co jedna siostra ma mi chyba trochę za złe. Ale tylko jedna na 10, więc może sobie mieć :) Wygląda na to, że teraz Pflegedienst przejmie także mój obowiązek kąpieli. W każdym razie sama współpraca układa nam się raczej dobrze, w porywach bardzo dobrze, pracuje tam także jedna siostra z Polski, przychodzi niestety relatywnie rzadko (spotkałam się z nią dopiero po 3 miesiącach pobytu u pacjenta), ale jest też jeden przesympatyczny pielęgniarz, który czasem wręcza mi wino (to takie malutkie, niemieckie wino musujące, 0,2, dostaje w prezencie od pacjentów a sam nie pije, żeby nie było insynuacji ;) ), który zawsze lubi sobie chwilę pogadać, mogę też zawsze liczyć na rady z ich strony, a sama, gdy cos piekę bądź przygotowuję „podzielne” smakołyki, nie zapominam o pielęgniarce/rzu, którzy przychodzą w porach posiłków.
No tylko to „układanie dnia” wg wizyt Caritasu bywa cokolwiek męczące, no bo jak to: obiad niby o 11.30 (!). I potem jak się spóźniają, to mam wszystko zimne albo przypalone, a jak przychodzą za wcześnie, to biedny dziadek albo w toalecie, albo musi szybciutko z fotela do kuchni, który to proces normalnie zajmuje około 10 minut, a wiem, że Caritas nie może dłużej czekać, bo mają określony czas na zlecenie, więc się wszyscy podwójnie stresujemy. Ale to już nie ich wina, tez mi właśnie ów sympatyczny Pfleger mówi, że bywa, iż mają roboty po uszy, 10 pacjentów do południa, u niektórych trzeba spędzić nawet godzinę, a tu kwestia dojazdu, parkingu i jeszcze humoru, a nieraz widzimisię podopiecznych. Dlatego ja dzwonię do Stacji dopiero, jak spóźniają się więcej niż godzinę lub z dziadkiem dzieje się coś naprawdę niedobrego. W każdym razie na współpracę nie narzekam, a ich robotę bardzo szanuję. Też niełatwy i odpowiedzialny kawałek chleba.