Eeeeeeeeee co Ty Marciocha, takich problemow nie ma, opiekunki to tylko alkoholiczki, innych problemow nie maja :))))))))))
Eeeeeeeeee co Ty Marciocha, takich problemow nie ma, opiekunki to tylko alkoholiczki, innych problemow nie maja :))))))))))
hej, wypraszam sobie ::))))))DDDDDDDDD
tylko.......
ciekawe co autor miała jeszcze na myśli.....????????
autor miala na mysli, ze w tym temacie tylko pisze sie o alkoholizmie, bez przesady kto chleje to chleje, nie moj poroblem. Ale sa inne chorby jakie maja opiekunki, ale coz alkohol to alkohol najgorszy...
A propos,nie poruszono tu tematu chorób psychicznych opiekunek.A ja sie spotkałam z sytuacją ze opiekunka wystraszyła sie czegoś,jakies lęki miała zresztą juz wcześniej.No i któregoś dnia o prostu wyszła z domu pdp i nie wróciła,nie wiadomo co się z nią stało.To tez może być problem w tej pracy- ukryta depresja albo nawet schizofrenia.Bo stres związany z pracą może nasilać takie choroby
Ho, ho .. temat rzeka.....ciekawe jak to niektóre współczują alkoholikom, bo ja nie, biedulka ze stresem nie może poradzć...........biedak ma taką niedobrą żonę ,że musi pić itd itd. itd..
Pierwsze, sama żyłam w głęboki stresie a mój tatko robił super bimber i jakoś nikt nie został alkoholikiem..
Drugie moja koleżanka super dziewczyna na początku nic, ale w domu matka alk...ojciec....bracia...i na końcuu ona......nie współczułam nie pomagałam......
rok temu przypadkowe spotkanie, zmieniona bez zębów, ale od 4 lat nie pije ..... ciężko pracuje na szkółce i teraz do ja jej współczuję , dałam jej na te zęby, kazałam jej się uczyć itd..... wiem że jest uczciwa bo z nią mieszkałam i opiekowała się swoją matką po wylewie itd teraz t jej współczuję.
To nie znaczy, że nie próbowałam jej pomagać wtedy kedy piła ale się nie dało, zerwała kontakty.
Opowiadam o życiu, a nie o tym co słyszałam.....to są fakty
po trzecie nie wszyscy którzy piją są alkoholikami, piją bo lubią, bo jest przyzwolenie na picie, pracując w sklepie , nauczyciel codziennie do pracy flaszeczka wódki biedny stres, mogę podawać inne przykłady, przez 9 lat było ich dyżo, bo my im biedulkom współczujemy, tłumaczymy itd.
Po czwarte kradzież też można wytłumaczyć kleptomanią......
Alkoholik już całe życie jest alkoholikiem czy pije czy nie, ale trzeżwemu alkoholikowi pomogę, i współczuję...nie uznaję tej choroby, bo to jest choroba na własne, życzenie i już..
Wiele opiekunek ma też kłopoty z układem krażenia-najczesciej nadcisnienie,albo po zawale sa i jeżdżą,po chorobach nowotworowych ,a nawet w przerwach miedzy jedna chemia a drugą i tez jeżdżą ....niektóre to nawet nie maja dodatkowego ubezpieczenia wykupionego....
Anerik! Masz rację, że jest to jest choroba na własne życzenie i bardzo mądrze zrobiłaś, że nie pomagałaś w momencie gdy piła bo taka pomoc pomaga tylko dalej pić, nic więcej nie wnosi do życia takiego człowieka. Niestety jestem taka mądra dopiero teraz. Sama spotkałam się z problemem alkoholizmu i to w dodatku na własne życzenie. Dziewięć lat temu pomogłam alkoholikowi i wpakowałam się w niekończącą się historię. Mój starszy syn mówił "Mamo nie rób tego, będziesz miała same kłopoty", koleżanka psycholog z wieloletnim stażem w poradni AA patrząc na mnie z politowaniem mówiła" W ten sposób się nie pomaga alkoholikowi. Nie dasz rady". Zaopatrzyła mnie w stosowną lekturę, a ja i tak zrobiłam po swojemu. Mówiłam sobie, "no kurcze żal człowieka, skończy pod mostem". Dziarsko wzięłam sprawy w swoje ręce, pomogłam i co ? Jestem najgorsza, a dlaczego ? Powiedziałam w którymś momencie stop. Zostałam obgadana przed wszystkimi, którzy gotowi byli tylko słuchać. Przez pewnych ludzi jestem uważana za wredną manipulantkę, która wykorzystała do swoich celów trudną sytuację człowieka po to by się wzbogadcić. Teraz wiem znacznie więcej o alkoholiźmie i nie jest mi żal alkoholików. Żal mi tylko rodzin i to też nie zawsze. Alkoholicy mają jedną cechę, potrafią fantastycznie wyczuwać ludzi dobrych, takich którzy pochylą się nad nieszczęściem innych i wykorzystać to z premedytacją do swoich celów. Wciągają w swoje problemy. Pomożesz w jednej sprawie, okazuje się, że jest to tylko początek całego łańcucha pomocowego i nawet nie obejrzysz się gdy ta osoba po prostu wisi na Tobie i wykorzystuje do granic możliwości dobre serce.
Anerik! Masz rację, że jest to jest choroba na własne życzenie i bardzo mądrze zrobiłaś, że nie pomagałaś w momencie gdy piła bo taka pomoc pomaga tylko dalej pić, nic więcej nie wnosi do życia takiego człowieka. Niestety jestem taka mądra dopiero teraz. Sama spotkałam się z problemem alkoholizmu i to w dodatku na własne życzenie. Dziewięć lat temu pomogłam alkoholikowi i wpakowałam się w niekończącą się historię. Mój starszy syn mówił "Mamo nie rób tego, będziesz miała same kłopoty", koleżanka psycholog z wieloletnim stażem w poradni AA patrząc na mnie z politowaniem mówiła" W ten sposób się nie pomaga alkoholikowi. Nie dasz rady". Zaopatrzyła mnie w stosowną lekturę, a ja i tak zrobiłam po swojemu. Mówiłam sobie, "no kurcze żal człowieka, skończy pod mostem". Dziarsko wzięłam sprawy w swoje ręce, pomogłam i co ? Jestem najgorsza, a dlaczego ? Powiedziałam w którymś momencie stop. Zostałam obgadana przed wszystkimi, którzy gotowi byli tylko słuchać. Przez pewnych ludzi jestem uważana za wredną manipulantkę, która wykorzystała do swoich celów trudną sytuację człowieka po to by się wzbogadcić. Teraz wiem znacznie więcej o alkoholiźmie i nie jest mi żal alkoholików. Żal mi tylko rodzin i to też nie zawsze. Alkoholicy mają jedną cechę, potrafią fantastycznie wyczuwać ludzi dobrych, takich którzy pochylą się nad nieszczęściem innych i wykorzystać to z premedytacją do swoich celów. Wciągają w swoje problemy. Pomożesz w jednej sprawie, okazuje się, że jest to tylko początek całego łańcucha pomocowego i nawet nie obejrzysz się gdy ta osoba po prostu wisi na Tobie i wykorzystuje do granic możliwości dobre serce.
Alinko z całym szacunkiem, do Ciebie ale napisałas:
koleżanka psycholog "zaopatrzyła mnie w stosowną lekturę, a ja i tak zrobiłam po swojemu"
i dlatego wyszło to wszystko jak wyszło.
Problemy wychodzą jak ludzie takie poważne choroby leczą po swojemu.
Gosiu! Ja nawet nie zamierzałam brać się za leczenie tylko pomóc komuś by miał jakiś dach nad głową ponieważ stracił mieszkanie. Dzięki mnie ma gdzie mieszkać. Nie jest to żaden luksus ale zawsze lepsze niż noclegownia czy po prostu ulica, a tak by się skończyło gdyby nie moja ingerencja. Sytuacja była ekstremalna i choć ten człowiek ma mnóstwo znajomych, bo jak wiadomo wódka lubi towarzystwo to w tej sytuacji byłam jedyną osobą, która pomogła. Zrobiłam więcej niż trzeba. Kupiłam za własne pieniądze piec ogrzewania centralnego, grzejnik, stosowne oprzyrządowanie, okna tak aby dało się tam mieszkać. Uwaga! Wzięłam na to kredyt. Dla obcego człowieka. W tym czasie zmarła moja mama oraz likwidowane było jedno z biur, w którym pracowałam. Wszystko co było przydatne otrzymał jako wyposażenie lokum łącznie z prawie nowym telewizorem. Przeprowadzkę zrobili moi synowie i szwagrowie . Mogłabym dużo na ten temat pisać ale mam dosyć tego tematu i po prostu już mi się nie chce o tym wspominać. Teraz tylko zastanawiam się jak z tego wszystkiego wybrnąć bo jestem właścicielką tego bałaganu i jeśli się go pozbędę to wracamy do punktu wyjścia, człowiek ląduje na ulicy. Niestety byłam naiwna i liczyłam na minimum przyzwoitości tj. na regulowanie rachunków za prąd i wodę. Dalej już chyba się domyślacie jak sprawa wyglądała. W momencie gdy odłączyłam prąd okazało się, że jestem wredna bo jak biedak ma tam żyć. Bez prądu, zgroza. Najlepsze jest to, że wszyscy są przekonani, że sam regulował płatności przez te wszystkie lata. Po prostu ręce opadają. W ataku pijackiego szału groził mi, że gdy będę próbowała się tego pozbyć to mnie zabije bo nie będzie miał już po co żyć. Skąd wiedział, że zastanawiam się nad takim rozwiązaniem? Sąsiadka doniosła.
Gosiu! Ja nawet nie zamierzałam brać się za leczenie tylko pomóc komuś by miał jakiś dach nad głową ponieważ stracił mieszkanie. Dzięki mnie ma gdzie mieszkać. Nie jest to żaden luksus ale zawsze lepsze niż noclegownia czy po prostu ulica, a tak by się skończyło gdyby nie moja ingerencja. Sytuacja była ekstremalna i choć ten człowiek ma mnóstwo znajomych, bo jak wiadomo wódka lubi towarzystwo to w tej sytuacji byłam jedyną osobą, która pomogła. Zrobiłam więcej niż trzeba. Kupiłam za własne pieniądze piec ogrzewania centralnego, grzejnik, stosowne oprzyrządowanie, okna tak aby dało się tam mieszkać. Uwaga! Wzięłam na to kredyt. Dla obcego człowieka. W tym czasie zmarła moja mama oraz likwidowane było jedno z biur, w którym pracowałam. Wszystko co było przydatne otrzymał jako wyposażenie lokum łącznie z prawie nowym telewizorem. Przeprowadzkę zrobili moi synowie i szwagrowie . Mogłabym dużo na ten temat pisać ale mam dosyć tego tematu i po prostu już mi się nie chce o tym wspominać. Teraz tylko zastanawiam się jak z tego wszystkiego wybrnąć bo jestem właścicielką tego bałaganu i jeśli się go pozbędę to wracamy do punktu wyjścia, człowiek ląduje na ulicy. Niestety byłam naiwna i liczyłam na minimum przyzwoitości tj. na regulowanie rachunków za prąd i wodę. Dalej już chyba się domyślacie jak sprawa wyglądała. W momencie gdy odłączyłam prąd okazało się, że jestem wredna bo jak biedak ma tam żyć. Bez prądu, zgroza. Najlepsze jest to, że wszyscy są przekonani, że sam regulował płatności przez te wszystkie lata. Po prostu ręce opadają. W ataku pijackiego szału groził mi, że gdy będę próbowała się tego pozbyć to mnie zabije bo nie będzie miał już po co żyć. Skąd wiedział, że zastanawiam się nad takim rozwiązaniem? Sąsiadka doniosła.
Kasiu! Wyjeżdżając pierwszy raz też miałam nadciśnienie i jechałam zaopatrzona w stosowne tabletki oraz porządne ubezpieczenie od chorób przewlekłych, wypadku przy pracy oraz odpowiedzialności cywilnej. Drogie jak cholera, które wykupiłam sobie sama. Trafiłam jednak do pdp, która w połączeniu z innymi przykrymi sytuacjami związanymi z upadkiem firmy, w której byłam zatrudniona spowodowała, że zgupiłam około 15 kg. Stał się cud, ciśnienie wróciło do normy, teraz mam wręcz książkowe. W moim przypadku nadwaga+ stres= nadciśnienie. Babcie niemieckie ( poza tą pierwszą) nie są aż tak złe w porównaniu z tym co miałam w kraju skoro nastąpiło samowyleczenie....ha,ha,ha.
Gosiu! Ja nawet nie zamierzałam brać się za leczenie tylko pomóc komuś by miał jakiś dach nad głową ponieważ stracił mieszkanie. Dzięki mnie ma gdzie mieszkać. Nie jest to żaden luksus ale zawsze lepsze niż noclegownia czy po prostu ulica, a tak by się skończyło gdyby nie moja ingerencja. Sytuacja była ekstremalna i choć ten człowiek ma mnóstwo znajomych, bo jak wiadomo wódka lubi towarzystwo to w tej sytuacji byłam jedyną osobą, która pomogła. Zrobiłam więcej niż trzeba. Kupiłam za własne pieniądze piec ogrzewania centralnego, grzejnik, stosowne oprzyrządowanie, okna tak aby dało się tam mieszkać. Uwaga! Wzięłam na to kredyt. Dla obcego człowieka. W tym czasie zmarła moja mama oraz likwidowane było jedno z biur, w którym pracowałam. Wszystko co było przydatne otrzymał jako wyposażenie lokum łącznie z prawie nowym telewizorem. Przeprowadzkę zrobili moi synowie i szwagrowie . Mogłabym dużo na ten temat pisać ale mam dosyć tego tematu i po prostu już mi się nie chce o tym wspominać. Teraz tylko zastanawiam się jak z tego wszystkiego wybrnąć bo jestem właścicielką tego bałaganu i jeśli się go pozbędę to wracamy do punktu wyjścia, człowiek ląduje na ulicy. Niestety byłam naiwna i liczyłam na minimum przyzwoitości tj. na regulowanie rachunków za prąd i wodę. Dalej już chyba się domyślacie jak sprawa wyglądała. W momencie gdy odłączyłam prąd okazało się, że jestem wredna bo jak biedak ma tam żyć. Bez prądu, zgroza. Najlepsze jest to, że wszyscy są przekonani, że sam regulował płatności przez te wszystkie lata. Po prostu ręce opadają. W ataku pijackiego szału groził mi, że gdy będę próbowała się tego pozbyć to mnie zabije bo nie będzie miał już po co żyć. Skąd wiedział, że zastanawiam się nad takim rozwiązaniem? Sąsiadka doniosła.