Po podstawówce nie dostałam się do szkoły lotnicznej,która była moim marzeniem i zupełnie nie miałam pomysłu na siebie.Poszłam więc sobie do rolniczej zawodówki na 2 lata ,wydawała się to dośc lajtowa szkółka a LO zupełnie mnie nie interesowało/oceny miałam dosc przyzwoite,ale w moim domu nie było nacisku na studia,raczej na szybkie usamodzielnienie się i szybki wypad z domu/,potem 2 miesieczny epizod w 3letnim technikum hodowlanym/i w wieku lat 17 poszłam do pracy i do LO dla pracujących.W 2 klasie LO wyszłam za mąż,maturę zdawałam już w wysokiej ciąży.Bedac na macierzyńskim wpadłam na pomysł,zeby sie zatrudnić w szpitalu i pójśc do Studium i tak zrobiłam.Pracowałam najpierw jako sekretarka medyczna i robiłam szkołę/w tzw miedzyczasie drugie dziecko i pół roku później rozwód.../I tak w wieku 23lat byłam rozwiedzioną,świeżo upieczona pielegniarką z dwójka malutkich dzieci-zza biurka ,przeszłam na oddział.Miałam duzo szczęscia trafic na fantastyczną oddziałowa ,która własciwie ukształowala mnie zawodowo,przepracowałam w szpitalu,jednym i tym samym 25lat.Przez moment marzyłam nawet o medycynie,ale nie było juz takiej możliwości.Czasem mysle sobie ,ze gdy wtedy po podstawówce w Dęblinie byłoby nas wiecej dziewczyn a nie tylko ja ,moze by mnie przyjeli i dzis moje życie byłoby zupełnie inne....... Ale nie załuję:)