15 września 2013 16:15 / 12 osobom podoba się ten post
Boże, nie spodziewałam sie, że wywołam taka burzę, ale cóż słowo sie rzekło, to jest nasze życie - somo zycie , nasze doświadczenia. Tak więc zamieszczam 2.Dzień:
02.07.2013r. - wtorek
Rano wstałam o 7.30, spało mi się dobrze, bo byłam bardzo zmęczona. Gertrud niby jeszcze spała, ale jak poszłam po gazetę widziałam, że jest w łazience. Od samego rana była zła, wszystko się jej nie podobało, ciągle fukała Jest mi z tym bardzo ciężko. Ciągle gdzieś dzwoniła. Jak rozmawiała przez telefon, to trafiła jej się mała wpadka gastryczna. Sama jednak się oczyściła i przebrała, zaprała też spodnie i majtki. Poprosiła mnie bardzo uprzejmie, abym je wyprała w pralce. Przed południem wyszłyśmy na spacer, co trwało prawie godzinę. Wydawało mi się, że się trochę udobruchała, ale to była tylko cisza przed burzą.
Ugotowałam obiad: kartofle, sałata i usmażyłam już przygotowane sznycle z piersi kurczaka. Niestety „damie” to nie smakowało. Narzekała że sznycel jest za twardy. No ale wszystko zjadła …. ha, ha??? Po obiedzie uzgodniłyśmy, że teraz jest czas odpoczynku i mam wolne. Zapytałam czy mogę przejechać się rowerem. Zgodziła się, było wszystko w porządku.
Wyjechałam tym rowerem, ale okazał się trochę ciężki do jazdy pod górkę. Pojechałam do Lidla, aby sprawdzić tę trasę. W drodze powrotnej musiałam jednak prowadzić rower, bo było mi za ciężko. Pojechałam jeszcze kawałek w drugą stronę. Kilometr od drogi wyjazdowej z Wilder jest miała wioska i tam jest kościółek katolicki. Niestety był zamknięty. Msza św. odprawia się w sobotę i czwartek, ale nie wiem czy będę mogła wyjść z domu i zostawić Gertrud samą. Gdy wróciłam do domu, to dopiero rozpętało się piekło. Gertrud była wściekła, że mnie nie było tak długo, zaczęła się ciskać, gadać głupoty. Ze swojej wściekłości podczas mojej nieobecności pracowała w ogrodzie ……….. nikt jej z tym nie pomógł, a ona jest chora, bolą ja plecy….. Tak się rzucała, że doprowadziła mnie do płaczu. To jest obrzydliwa jędza, brak mi słów na jej zachowanie, coś takiego nie mieści mi się wręcz w głowie…. Mam naprawdę dość. Ciskała się całe popołudnie. Uprawiała terror telefoniczny do wszystkich, normalnie współczuję im. Większości jej telefonów nikt nie odbierał. Jak już się z kimś połączyła to gadała okropne głupoty i narzekała na mnie. Ja wszystko rozumiem i normalnie jestem u kresu załamania nerwowego. Nie wiem, co to dalej będzie. Następna akcja, to zmywarka. Ubzdurała sobie, że koniecznie musi być zrobione odkalkowanie, a nie ma w domu Salzkalka, a przecież ona jest sama, ta … nic nie umie, nic jej nie może pomóc, trzeba kupić Saltzkalker. Normalnie horror………..
Wieczorem wpadła na pół godziny Marta (jej znajoma z sąsiedztwa) i przywiozła ten Salzkalker. Marta jest super, ma wpływ na Gertrud, może ją uciszyć i ta jej słucha. Teraz też trochę sprowadziła ją do parteru. Super. Posiedziałam jeszcze trochę z Gertrud przed telewizorem, bo ona lubi oglądać wieczorem jakiś film z lampką wina. Zadzwoniłam do Krzyśka (mojego męża), trochę mu się wyżaliłam, na moją paranoiczną staruchę. Udało mi się też połączyć z internetem bezprzewodowo, gdyż jest tu stałe łącze do sieci. Świetnie, mogę więc co nieco poserfować i mogę połączy się z Krzyśkiem przez skypa. Gdy już poszła spać mogłam spokojnie posiedzieć w swoim pokoju przed internetem. Trochę się uspokoiłam, ale byłam totalnie zmęczona. Mimo tego siedziałam długo. Poszłam spać już przed 2 w nocy.