A ja jestem już od 3 dni w Niemczech, ale dopiero teraz mam internet. Ciężko bez niego żyć, tym bardziej, że miejsce mam takie, że nie mam tutaj prawie nic do roboty
. Mam nadzieję, że teraz czas szybciej poleci.
Miałam "super" przygodę z dojazdem tutaj. Trzy godziny spóźnienia, jechałam busikiem, wysiadałam jako przedostatnia. Kierowca był z lekka podirytowany, że to się tak przeciąga. Znalazł mój adres, numer się zgadzał. Dał mi pakunki, pożegnał się i pojechał. Widzę, że jakaś dziewczyna podchodzi do okna, byłam pewna, że to moja zmienniczka, pomachałam jej wesoło ręką, a ona opuściła rolety i tyle ją widziałam. Podeszłam do drzwi, patrzę, a tutaj nigdzie nie ma nazwiska mojej podopiecznej. Dzwonię do zmienniczki i mówię, że jestem, a ona na to, że nie mogę być, bo mnie .. nie ma
. Ciśnienie mi się podniosło, dziura niesamowita, nie ma się kogo zapytać o nic. Przypomniało mi się, że mam w telefonie numer do kierowcy, który odbierał mnie z domku, bo później przesiadałam się do innego busa. Dzwonię do niego spanikowana, podaję rysopis mojego kierowcy, on mówi, ze go odszuka i zawróci. Za chwilę dzwoni "mój" kierowca. Mówi, abym nie panikowała, bo się wraca po mnie. A ja jak sierota, z ciężką walizką, z wypchaną torbą z laptopem i różową podusią stoję na środku chodnika... Wrócił po mnie i jeszcze mi zaczął wmawiać, ze firma musiała podać mi i jemu też zły adres. Dzwonię do zmienniczki, adres się zgadza... Kierowca zaczyna zwalać winę na nawigację. Ja mówię, ze ma mnie tylko dowieźć na miejsce, nic mnie więcej nie obchodzi. W końcu okazało się, że byłam 12 km od docelowego miejsca... Było już prawie ciemno, jak dojechałam. Rzuciłam się w ramiona zestresowanej zmienniczce
... i tutaj niespodzianka... znamy się z forum, pracujemy w tej samej firmie i nawet pisałyśmy do siebie maile
. Pozdrawiam Cię Tereniu