Pisałam ostatnio o wycieczce do Locarno oraz o pewnym miejscu , które zrobiło na mnie szczególne wrażenie .
Nie trafiłam tam przypadkiem - było celem mojej wyprawy .
Wyobraźcie sobie strome zbocza gór może niezbyt wysokich - niecałe 2 tys metrów , wyrastajacych wprost z jeziora .Listopad odarł już z lisci większość drzew , szczyty pokrywa śnieg a zielone palmy rosną nieco niżej .Zbocza sa zabudowane willami , piękne tarasy i ogrody przykuwają wzrok. W bardzo stromej dolinie , prawie żlebie , którego dnem płynie wartki potok wyrasta pionowa skała a na jej szczycie kościół i klasztorne zabudowania . Nic tam nie dojedzie - nie ma drogi a dotrzec tam można po wijących się schodach - niczym przyklejonych do skalnych zboczy .To sanktuarium Madonna del Sasso - Madonna ze skały - franciszkański klasztor . Tam jednemu z braci ukazała się w piętnastym stuleciu Madonna - własnie na tej skale.Pierwsze wrażenie - to jakby to miejsce miało swój własny czas , swój rytm życia .I odczucie , które się nasuwa - spokój . Ale taki prawdziwy , odczuwany w sercu .Moze to białe mury , może krużganki , którymi chodzi się , gdzie się chce , tarasy jakby wiszące w powietrzu a w dole jezioro i miasto .A co krok - cos nowego - fresk na ścianie , rzeżby kilkusetletnie w kaplicach , a i donica z kwitnącymi kwiatami w kącie -ot cos , co cieszy oko.I czuje się gdzies w poblizu milczącą ale i przyjazna obecnosc tych , którzy takie życie wybrali.
Kościół z figurą Madonny w ołtarzu jest niewielki , ściany i sufit pokrywają malowidła , ale nie to urzeka. Urzekaja dziesiatki małych obrazów . Każdy z nich to czyjaś historia , gdyz ci , którym Madonna pomogła tak jej dziekuja . Z róznych czasów pochodza , różne sytuacje przedstawiają . Jest rybak na jeziorze , dziekujacy za ocalenie w gwałtownej burzy i matki z dziećmi , chorzy ktorzy ozdrowieli , powoz , który poniosły konie na górskiej drodze . Ale dwa z tych obrazow chyba najbardziej do mnie przemówiły , bo znam miejsca , które przedstawiaja - byłam w obu niedawno. Jeden przedstawia samochód wiszacy nad przepascią i podpisany Furkapass (przełęcz Furka , ponad 2 tys .metrów)- 1938 r a drugi Fiesch 1987 ( okolica Aletschgletscher)-ten przedstawia dachujace auto .
Nie patrzysz tam na zegarek , czas nie ma znaczenia - nie chce się stamtad odchodzić . A droga powrotna wiedzie znów schodami , obok białych kapliczek i nie raz odwracasz się a ponad droga , wysoko góruje klasztor . Nie przytłacza wspaniałoscią , lecz jakby przyjaźnie zapraszał , by kiedys tu wrócić .