Dorzucę swoje trzy grosze. Doświadczenia w opiece zbyt dużego nie mam. O częstej depresji osób starszych dowiedziałam się z tego forum i artykułów takich jak w tym wątku, których ostatnio przeczytałam sporo. Temat mnie zaciekawił. Zaczęłam sie zastanawiać, jak to możliwe że wcześniej nie dostrzegłam tak częstego zjawiska? Miałam przecież styczność z wieloma osobami starszymi, wśród rodziny, znajomych, sąsiadów. Nikt nie miał depresji, może nie zawsze uśmiechnięci, ale nie przypominam sobie żeby któregokolwiek z nich trzeba było zwlekać z łóżka jeśli fizycznie sam był wstanie wstać, dowartościowywać itd. I wiecie do jakich wniosków doszłam? Może niekoniecznie słusznych, nie wiem... Pomyślałam że depresja po części rodzi się z nudów. Wiadomo, świadomość coraz bliżej śmierci, śmierć współmałżonka, osamotnienie itd na każdego działają przygnębiająco, i to jest naturalne. Ale dlaczego jak wynika z moich obserwacji, podkreślam amatorskich, można wysnuć wniosek, że Niemcy częściej zapadają na depresję niż Polacy? Ano może dlatego że Polak nie ma czasu na rozmyślanie, dostanie 800 zł emerytury i się zastanawia jak za to przeżyć? Innymi słowy ma cel. Większość wie że nie moze liczyć na taką opiekę jaką ma Niemiec. Większość modli się aby być jak najdłużej sprawnym i stara się być jak najdłużej sprawnym, żeby najbliższym nie sprawić kłopotu. Sytuacja jest oczywiście inna kiedy depresja jest skutkiem innej poważnej choroby. Większość z Was ma dużo większe doświadczenie i dużo więcej może na ten temat powiedzieć, i być może obalicie moją teorię w jedną minutę, ale i tak mam bezsenną noc... Za tydzień wyjeżdżam pierwszy raz i jak to ktoś ładnie napisał na forum "jestem nieźle obsrana już dziś":)