Basia_21: u mnie to jest: rano ma tabletki na dwa razy, do tego w sumie 1,5 szklanki wody mineralnej (to tak ok. 300 mililit.), w dzien do tabletek ok. 1 szklanki, wieczorem - nastepna szklanka, do tego rano i wieczorem pollitrowy kubas herbatki owocowej, zupa w poludnie i czasami, z wlasnej, nieprzymuszonej woli w nocy pije wode mineralna. Pod tym wzgledem jest teraz dobrze, widac to po stanie skory.
A dzisiaj dzien nam sie zaczal od glebokiego protestu na widok pani z Mobil Care, ktora serwuje poranne tabletki, robi zastrzyk i mierzy cisnienie ... Bo to jakas osoba, ktej przeciez moja biedna babcia nie zna (pani przychodzi juz od lat). Telefon do lekarza, lekarz jakosik babcie przekonal do tabletek, zastrzyk odpuszczono, jako ze cisnienie jest OK..
Niestety, w ciagu dnia poszly w ruch wszystkie dawki Lorazepamu. Tak mniej wiecej od 13:00 zaczela sie powoli "nakrecac". To tez zrobilo sie ostatnio bardzo charakterystyczne, w pore musze uchwycic moment i podac nastepna dawke leku. Zaczely sie gleboko filozoficzne dyskusje na temat jej okropnego zycia, jak to wszyscy zmuszaja ja do czegos, a tak ogolnie - to dlaczego ja lepiej znam jej corki, niz ona sama i do jakiej grupy ja naleze i tym podobne ble, ble, ble. Dotrwalam do chwili, kiedy widzialam, ze nastepna dawka dziala, grzecznie powiedzialam, ze jestem zmeczona i robimy przerwe, o dziwo, udalo mi sie zejsc z oczu...
Wieczorem za to byla bardzo chwiejna, ledwo nogami przebierala, ale trudno, lepsze to, niz atak paniki lub agresji. Jeszcze tylko po 20:00 przyszla sprawdzic, czy u mnie jest cieplo ...zebym nie zmarzla... I tym pozytywnym akcentem kolejny dzien zostal zaliczony!