Na ogół w jedzeniu nie łączę węglowodanów z białkiem i nie mam problemów trawiennych. Do węglowodanow w ogóle pociągu :-) nie mam- nie wiem, może organizm jakoś podswiadomie podpowiada , że mi szkodzą ( gluten czy te inne :-))
Ale po okazjonalnym ucztowaniu, to czemu nie . Jak najbardziej wskazane i chyba smaczniejsze niż jakies kropelki?
Ostatnio jak wracałam ze Szwajcarii, to mój już wczesniej zamówił stolik w hinduskiej restauracji. Porcje były niebagatelne, a jedzenie dobre, choć super ostre. Potem pojechaliśmy do synusia mego, bo chciał mieszkanko zaprezentować, a i miałam dla nich drobiażdżki . Tam jeszcze narzeczona syna wyjechala z jakmś poczęstunkiem i naleweczkami od dziadka- pasjonata w tym względzie. Skusiłam się na pigwówkę. Brzuszek się cieszył, że hoho . Mieli jeszcze wiśniową. Jakos po pigwówce nie miała uroku.Zapytam o orzechówkę. Może dziadzia naprodukował, ale czy na wschodnią modłę przyprawia, to nie wiem :-)
Jak to wygląda w ogóle takie przyprawianie ? Potem jest się Zen , czy jak ? :-)
O te przyprawy serio pytam, jeśli chcesz zdradzić.


Miłego dnia wam życzę.