Dzisiaj gotowaly raczki niemieckie a moze pseudoniemieckie( taka dygresja, bo podejrzliwa jestem

). Restauracja z tradycjami, kelnerka w stroju ludowym, wystroj wnetrza stosowny, przy wejsciu witaja zapachy pieczonego miesa(fuj, wentylacja nawalila, albo zagrywka jak w Lidlu-tam wita zapach pieczonego chleba, ktory nie zawsze jest swiezy. Znamy ten chlyt marketingowy

). Przystawka: salata rzymska z winegretem( idealnie slodko-kwasny), marchewka(tfu, tez ocet, przesada, cytrynka lepsza)biala kapusta(a'la z marketu, z octem( tego juz za wiele na moje podniebienie) kartofelsalat(niech sie okichaja, nie jem).
Danie glowne: poledwica wieprzowa i wolowa(swinka idealnie wysmazona, wol krwisty, moj w sam raz, pdp dostala zbyt krwisty, zauwazylam przy krojeniu). Sos z tytki, z nutka slodkiej smietanki. Czas podania idealny, bo kleks z masla z ziolami na wolowinie nie rozplynal sie, a mieso nie bylo zimne. Szpezle miekkie, przeplukane.
Ozdobiono francuska pietruszka , czerwona salata i plasterkiem pomidora. Efekt wizualny zachecajacy, ale calosc oceniam na 3 gwiazdki( w szkolnej skali ocen Hawany

). Niech nastepnym razem postaraja sie bardziej
