Mija prawie 3 miesiące jak odszedł mój Król, Myszka moja ... Umieraliśmy razem. On jest już po drugiej stronie Mostu Tęczowego a cierpię nadal i cały czas tak samo mocno. Do domu rodzinnego nie chce mi się jechać , gdzie nie spojrzę wszędzie Aspi, walczę z tym ale się nie da. Kończy się tak, że idę na strych, otwieram karton i wtulam się w smycze , szczotki, obroże . Ten dzień i następne pamiętam jak przez mgłę, jakbym była zamrożona... Nawet nie wiem kiedy zorganizowałam sobie wyjazd do Bielefeld . Nie pomogło nic. Już nie jestem tak do końca sobą, są momenty zawieszenia , robienia głupot .. Na 1 listopada też nie poszłam , do ludzi, bo nie pogodziłam się i mam żal, bo zwierzęta nie powinny umierać .... Tyle razy mu mówiłam, że go kocham a nie potrafiłam mu pomóc .
:serce: