"Prawdziwa miłość przetrwa każdą rozłąkę" - to motto przyświeca moim wyjazdom.Problem z dziećmi mnie nie dotyczy.Mąż świetnie sobie radzi z prowadzeniem domu/choć początki były różne:)/U nas to jest tak,że te moje wyjazdy,krótkie od roku bo 5/4-5tyg.zbliżaja nie oddalają.Bardziej uciążliwe są sprawy tzw.techniczne ,jak ja to nazywam-jakieś urz ędowe,terminowe,wizyty lekarskie,wyjazdy na drugi koniec Polski w czasie urlopu w sprawach rodzinnych,na to mam mało czasu.Teraz sezon ,więc letnicy -też trzeba zaplanować ,ogarnąć.Ale generalnie jest tak ,że jeszcze będąc w D szykuję listę spraw do załatwienia ,wracam i do roboty!Relacji rodzinnych,z mężem,w miarę "świeżym":) bo 7-letnim,dziećmi dorosłymi od dawna i żyjącymi swoim życiem,mamą,siostrą i teściami zupełnie mi to nie rozwala.Gadam z nimi częściej niż jak jestem domu:)bo mam na to czas:)Nie-szczerze powiem, moja praca ma na tzw .całokształt wpływ pozytywny:)