Opiekunkowe szkło kontaktowe

27 czerwca 2013 09:32 / 3 osobom podoba się ten post
Kiko,moze nie od razu takie drastyczne rozwiązania.Na pewno trzeba postawić granice,aby nie czuc się wykorzystywaną.Scedować część obowiązków na najbliższych,na pewno się nie przemęczą,a dobrze im to zrobi,nauczy odpowiedzialności i zaradności.Trzeba konsekwentnie tego się trzymać i nie iść na ustępstwa.Owszem na początku są protesty,próby obwiniania,wciąganie w kłótnie.Zignorować,robić swoje,przyzwyczają się,muszą pomóc.No ale niestety czasem jest tak,że jak juz nic nie pomaga,to trzeba się odciąć.Wtedy paradoksalnie nastepuje zwrot o 180 stopni,tylko,ze wtedy samemu się nie wie ,czy chce się wrócić.Jest się już innym człowiekiem.Paniki nie ma.
27 czerwca 2013 09:35 / 3 osobom podoba się ten post
Asik - nie mam odwagi myśleć, że mogę Ci pomóc. Jedynie dzieląc się swoją historią. Nie jesteś sama, każda z nas niesie swój krzyżż i śmiem sądzić, że każdy ma inny. W największym dole myślałam, że ja mam najcięższy, ale gdy wyniknęłam z mroku i rozglądnęłam się dookoła, zobaczyłam, że każdy człowiek walczy i stara się nadać sens codziennym dniom. Swego czasu marzyłam o rekolekcjach w milczeniu. Teraz mi życie takie zgotowało, więc postanowiłam to wykorzystać. Ja jestem w de prawie tak długo jak Ty i równie długo zostanę. Mam doły jak Rów Mariański, ale zmieniło się to, że daję sobie zgodę na ten dól. Akceptuję, że jest i mam wiarę, że kiedyś sobie pójdzie. Szukam siebie w nowej rzeczywistości. Czy znajdę i kiedy - nie wiem, ale staram się samo szukanie uczynić atrakcyjnem. Ściskam Cię serdecznie.
27 czerwca 2013 09:44 / 3 osobom podoba się ten post
Asik z tego co pisałaś wcześniej i teraz wynika, że padasz pod ciężarem "obowiązku". Inni nie potrafią albo jakoś się wykręcają, że nie mogą a Ty dajesz radę. Musisz !! Bo jak nie Ty, to kto ?? Ciągniesz ten wózek, na którym się rozsiadła rodzina i jeszcze jakieś inne osoby ( komornik np. ) i jak koń - do przodu. Jesteś zmęczona i masz prawo być zmęczona. Nawet jak widzisz światełko w tunelu to już masz dość i nie chce Ci się. Jesteś mądrą kobietą. Dawałaś tyle czasu radę to i dobrniesz do tego momentu, że komornik Ci z pleców zejdzie i poczujesz ulgę. Asik, daj sobie trochę czasu. Nie myśl tyle, nie w tym kierunku. Myślę, że powinnaś się zastanowić nad egoizmem, tak dla siebie samej. Czego boisz się zrobić dla siebie ?? Czy jest coś takiego ?? Czego pragniesz dla siebie, tylko dla siebie ?? Masz takie cos ??
 
 
27 czerwca 2013 09:46
tina 100%

Kiko,moze nie od razu takie drastyczne rozwiązania.Na pewno trzeba postawić granice,aby nie czuc się wykorzystywaną.Scedować część obowiązków na najbliższych,na pewno się nie przemęczą,a dobrze im to zrobi,nauczy odpowiedzialności i zaradności.Trzeba konsekwentnie tego się trzymać i nie iść na ustępstwa.Owszem na początku są protesty,próby obwiniania,wciąganie w kłótnie.Zignorować,robić swoje,przyzwyczają się,muszą pomóc.No ale niestety czasem jest tak,że jak juz nic nie pomaga,to trzeba się odciąć.Wtedy paradoksalnie nastepuje zwrot o 180 stopni,tylko,ze wtedy samemu się nie wie ,czy chce się wrócić.Jest się już innym człowiekiem.Paniki nie ma.

Jeszcze nie było powstania niewolnika bez prób jego stłumienia .... Tina40 wszystko o czym piszesz przerobiłam ....
27 czerwca 2013 10:21 / 6 osobom podoba się ten post
Benita

Asik - nie mam odwagi myśleć, że mogę Ci pomóc. Jedynie dzieląc się swoją historią. Nie jesteś sama, każda z nas niesie swój krzyżż i śmiem sądzić, że każdy ma inny. W największym dole myślałam, że ja mam najcięższy, ale gdy wyniknęłam z mroku i rozglądnęłam się dookoła, zobaczyłam, że każdy człowiek walczy i stara się nadać sens codziennym dniom. Swego czasu marzyłam o rekolekcjach w milczeniu. Teraz mi życie takie zgotowało, więc postanowiłam to wykorzystać. Ja jestem w de prawie tak długo jak Ty i równie długo zostanę. Mam doły jak Rów Mariański, ale zmieniło się to, że daję sobie zgodę na ten dól. Akceptuję, że jest i mam wiarę, że kiedyś sobie pójdzie. Szukam siebie w nowej rzeczywistości. Czy znajdę i kiedy - nie wiem, ale staram się samo szukanie uczynić atrakcyjnem. Ściskam Cię serdecznie.

Sorry , że się dołączam nieproszona do Waszej wymiany myśli , ale napisane przez Ciebie Benita przedostatnie zdanie poruszyło mnie , bo chyba jest jedną z myśli przewodnich także mojego życia . Niewiele celów jako same w sobie zmieniły moje życie ale zawsze dążenie  i szukanie okazywało się ważne - z perspektywy czasu niejednokrotnie  przyćmiewając cel . I potem odkrywałam w sobie coś nowego , co akceptowałam lub coś starego , czemu wreszcie miałam odwage sie przyjrzeć .I czasem zmienić , a czasem zaakceptować , zostawic - bo to też ja.Mnie potrzebny był czas wyciszenia - po wielu zawirowaniach , rozterkach i sposób , może miejsca gdzie przychodziło mi to łatwiej .Ale chyba najcenniejsze było coraz częstsze poczucie akceptacji siebie takiej jaka jestem - takze z moimi wadami . Ideałem nie jestem - ale czy muszę ? Czy wszyscy inni są ? Mam swoje spojrzenie na rzeczywistość i swoją ciekawość świata i chęć nauki - tym wypełniam dni w samotności na wyjeździe . A rodzina jest moją opoką.
27 czerwca 2013 10:28 / 1 osobie podoba się ten post
Mozah - nad akceptacją pracuję. Tak, nie jesteśmy idealne, ale czyż to nie czyni z nas Człowieka?
27 czerwca 2013 10:35 / 1 osobie podoba się ten post
Myślę , że nasze niedoskonałości dają wręcz innym odwagę , by szukać z nami bliskości .Ludzie idealni , bez wad byliby czymś w rodzaju ,,wyrzutu sumienia''- dlaczego my tacy nie jesteśmy.
27 czerwca 2013 12:38 / 3 osobom podoba się ten post
Benita

Mozah - nad akceptacją pracuję. Tak, nie jesteśmy idealne, ale czyż to nie czyni z nas Człowieka?

Nie chcę się wtrącać, dobrze, że tu jesteś Benita. Już kiedyś pisałam, że jak mi źle to myślę o Tobie. Nie wiem dlaczego, znam Cię tylko z tego forum, ale masz w sobie jakąś siłę. Podziwiam Cię za wytrwałość. Życzę Ci wszystkiego najlepszego.
27 czerwca 2013 13:49 / 2 osobom podoba się ten post
Benita

Mozah - nad akceptacją pracuję. Tak, nie jesteśmy idealne, ale czyż to nie czyni z nas Człowieka?

Dobrze powiedziane Benitko jestes osoba naprawe sama nie wiem jak ocenic odwarzna potrfisz wspiac sie na wyzyny jak trzeba tak mi sie przynajmniej wydaje a nawety wesprzez druga osobe w potrzebie szacun dla ciebie za wytrzymałos za to ze jestes tu i jestes soba!!!! pozdrawim:)))))))))))))))))))))))))))
27 czerwca 2013 16:43 / 4 osobom podoba się ten post
Asik

Ogladam "Patriote"...jeszcze mi nie przeszlo...ale nie moge bez forum funkcjonowac. Musze chyba na terapie sie jakas zapisac. Metafizyka życia....cóz...tych metafizycznych wątków mialam wiele. Ale nie bede sie wypowiadac... niektorzy uznaja mnie za wariatke (delikatnie mowiac) Nie chce rozpalac ognia...s mutno mi i tyle. Uswiadomilam sobie ze bylam od listopada 9 dni (cale) w Polsce...mam byc do Świąt...nienormalna jestem. Wymiekam. Urlop? A co to jest? Tu mam spokój, mało obowiązków, przyjazną atmosferę...własne mieszkanie...i DÓŁ...totalny. Ja wiem...nikt mi nie pomoze...musze sama...Ktoś kiedyś powiedzial, zebym zmienila klimat, wyjechala, zostawila wszystko...nie potrafiłam. Nie mialam sil zostawic małego dziecka,chorej teściowej, męża....potem ten sam mąż :) powiedzial ze mam wyjechac... ironia losu? Przeznaczenie? Córka mi powiedziala, że gdybym wyjechala gdy byla mała (9 lat) nigdy by mi nie wybaczyła bo nie zrozumialaby. Dobrze ze zostałam wtedy...dobrze ze wyjechałam potem...ale ja? Co ze mną? Nie wiem. Ide sie z tym przespac. Przynosze ulge...radośc a smutek mnie ogarnia coraz większy. Jak dawać coś czego z dnia na dzien samemu sie ma coraz mniej? Dobranoc.

Całe życie coś z siebie dajemy, dzieciom, rodzicom, mężowi, ale nie potrafimy brać. I przychodzi taki dzień,że nie wiadomo co dalej ze sobą zrobić. Teoretycznie nic złego się nie dzieje, nie ma już noża na gardle, ale baterie się rozładowały i przed nami pustka. Nie wiem, chyba trzeba trochę w sobie pogrzebać, poszukać jakiejś radości, trampoliny od której można się odbić.
Pomagać, tego nauczyli mnie rodzice, od zawsze słyszałam to słowo, moja mama była niepełnosprawna fizycznie i trzeba jej było pomagać, zawsze mówiła że szybko umrze, a ja zostanę sama. Czasami tak bardzo bałam się wracać ze szkoły do domu, bo nie wiedziałam, czy Ona jeszcze żyje. Straszne i mocno obciążające psychikę dziecka. Wybrałam zawód, moja praca polegała na pomaganiu innym kobietom, teraz też pomagam i co? Ano to, że uświadomilam sobie, że w normalnym życiu sama o pomoc nie potrafię prosić, a jak ktoś mi zaproponuje, to ciężko mi pomoc przyjąć. Nie skupiam się na tym, co jest dobre dla mnie, tylko na tym, czy moja rodzina będzie zadowolona.Czy odrobina egoizmu jest szkodliwa? Jak się nauczyć myślenia o sobie,robiena czegoś dla siebie bez wyrzutów sumienia? Nie wiem.
Asik też mi smutno, ale jeszcze tyle lat życia przed nami i coś z tym zyciem trzeba zrobić.
 
27 czerwca 2013 17:59 / 4 osobom podoba się ten post
Myślałam , ze tylko moje pokolenie zostało tak właśnie wychowane - dawać sobie radę , brać na swoje barki zbyt wiele , umieć zrobić wszystko , bo tak trzeba . Dużo mi zabrało czasu oduczenie się pewnych zachowań - nie wszystkich , sporo jeszcze zostało . A najwięcej nauczyłam się od mojej siostry , która się rozwodziła przed kilku laty po 27 latach małżeństwa. Jej pani psycholog u której szukała sił do tego wszystkiego spytała ją kiedys : Co pani robi , gdy wraca pani do domu , zmęczona o 8 wieczorem a w kuchni sterta niemytych naczyń czeka , dom niesprzątnięty itd ? Moja siostra zgodnie z prawda stwierdziła - No , oczywiście natychmiast sprzątam . Na to pani : I to jest własnie błąd !Należy wziąć odprężająca kąpiel po ciężkiej pracy , może wylakierowac paznokcie - skoro ktoś inny nie miał czasu sprzatnąć cały dzień to do jutra też poczekają - z pewnościa nie uciekną . A my chcemy być perfekcyjne , miec w domu też perfekcyjnie a płacimy stresem , wypaleniem i zmęczeniem . Odrobina a nawet więcej niz odrobina egoizmu jest czyms zdrowym i dla nas i dla naszych bliskich bo czasem dopiero wtedy zauważają ile z siebie dajemy.
27 czerwca 2013 18:14 / 5 osobom podoba się ten post
"Całe życie coś z siebie dajemy ..." No pewnie, mamuśki na całe życie. Wychowałam mojego syna w większości sama. Udało mi się. Jest w miarę normalny, kończy studia. Nie rozrabia, chyba myśli normalnie o życiu - tego nigdy nie wiemy ;-)) Nie było lekko, tym bardziej że mój syn należy do dzieci z "grupy upierdliwych intelektualistów". Dał mi tym popalić, nie powiem. Byłam zmęczona, bardzo zmęczona. Opłaty wszelakiego rodzaju i utrzymanie na mojej głowie, nawet do mechanika ja jechałam, bo który intelektualista się tym przejmuje. Kłopoty w pracy, bo raptem stosunki międzyludzkie uległy znacznemu pogorszeniu. Stres, napięcie i nerwy. A strach i obawy za plecami. Wyjazd do DE z jednej strony mnie odciążył ale mamuśka, to mamuśka. Zawsze sobie znajdzie problem do zamartwiania się. Dotarło do mnie co ja wyrabiam i co sobie czynię. Przecież syn jest już dorosły. Rozłąka wyszła nam tylko na dobre. Musiał zająć się opłatami, musiał załatwić sprawy z ubezpieczycielem jak sąsiadka mu w tyłek wjechała. Na początku go to przerastało ale musiał. Wysłałam mu upoważnienia a po powrocie wpisałam jako współwłaściciela auta. Ja niby odpoczywałam a z drugiej strony rósł jakiś bunt - kurde ileż można i jak długo. Syn nauczył się radzić z tym, czego do tej pory nie lubił. A ja gdzieś tam w środku zaczęłam kipieć. Wszystko puchło we mnie i zaczęłam marzyć, żeby wszystko z siebie wyrzucić. Tak oczyścić się, zupełnie. No ale przecież żadna mamusia nie wygarnie swojemu potomstwu brutalnie paru prawd. W takich sytuacjach pamiętałam o ruskim przysłowiu „co z gęby wyleci, tego trojką koni nie dogoni”. Tak mi się wydawało !! Aż pewnego razu napisałam wszystko i puściłam maila do syna. Nie chciałam mu tego mówić. Chciałam aby to spokojnie przeczytał. Po wysłaniu poczułam się lekko, odsapnęłam. Syn zadzwonił, nie odebrałam telefonu. Nie chciałam z nim rozmawiać. Napisał smsa „Mamo napisałaś okropne rzeczy ale wiem, że tak nie myślisz. Co z Tobą jest ?? Po dwóch dniach poczułam, że pępowina jest przecięta. Teraz każdy jest JA i każdy żyje na swoje emocjonalne konto. Poczułam dawno zapomnianą wolność. Chciałam tego i jednocześnie bałam się. To była jak dotąd największa rzecz jaką zrobiłam dla siebie, tylko dla siebie. Teraz chcę myśleć tylko o sobie, muszę się najpierw tego nauczyć.I co by tu nie mówić, babcie niemieckie mi w tym pomagają .... haha. 
 
27 czerwca 2013 18:33 / 1 osobie podoba się ten post
Asik

Ogladam "Patriote"...jeszcze mi nie przeszlo...ale nie moge bez forum funkcjonowac. Musze chyba na terapie sie jakas zapisac. Metafizyka życia....cóz...tych metafizycznych wątków mialam wiele. Ale nie bede sie wypowiadac... niektorzy uznaja mnie za wariatke (delikatnie mowiac) Nie chce rozpalac ognia...s mutno mi i tyle. Uswiadomilam sobie ze bylam od listopada 9 dni (cale) w Polsce...mam byc do Świąt...nienormalna jestem. Wymiekam. Urlop? A co to jest? Tu mam spokój, mało obowiązków, przyjazną atmosferę...własne mieszkanie...i DÓŁ...totalny. Ja wiem...nikt mi nie pomoze...musze sama...Ktoś kiedyś powiedzial, zebym zmienila klimat, wyjechala, zostawila wszystko...nie potrafiłam. Nie mialam sil zostawic małego dziecka,chorej teściowej, męża....potem ten sam mąż :) powiedzial ze mam wyjechac... ironia losu? Przeznaczenie? Córka mi powiedziala, że gdybym wyjechala gdy byla mała (9 lat) nigdy by mi nie wybaczyła bo nie zrozumialaby. Dobrze ze zostałam wtedy...dobrze ze wyjechałam potem...ale ja? Co ze mną? Nie wiem. Ide sie z tym przespac. Przynosze ulge...radośc a smutek mnie ogarnia coraz większy. Jak dawać coś czego z dnia na dzien samemu sie ma coraz mniej? Dobranoc.

Asik... odezwij sie... martwie sie okropnie...
27 czerwca 2013 20:16
Asik śpi i odpoczywa, co nie jest złym posunięciem w przypadku doła. Ale jak sie przebudzi to ....
27 czerwca 2013 20:46
Mycha

Asik śpi i odpoczywa, co nie jest złym posunięciem w przypadku doła. Ale jak sie przebudzi to ....

...sie odezwie... obys miala racje... niepokoi mnie brak reakcji na dzisiejsze wpisy...