A wiesz Danuto, ze listonosz czesto jest bardzo wyczekiwanym gosciem? Nie tylko w dniu kiedy przynosi rente? Teraz pewnie nadal wnosisz radosc w zycie ludzi dla ktorych pracujesz?
A wiesz Danuto, ze listonosz czesto jest bardzo wyczekiwanym gosciem? Nie tylko w dniu kiedy przynosi rente? Teraz pewnie nadal wnosisz radosc w zycie ludzi dla ktorych pracujesz?
Piekne przemyslenia wysnulas ze swojego zycia... "opanowalam panike" :))) tu jest sedno niepokojow... powoli zmierzam do Twojego etapu:))) powodzenia we wszystkim zycze Tobie...
Czasem radosc jest wazniejsza, ja mam szczescie na posady u chorych z nowotworem, z biletem juz tylko w jedna strone, bole ktorych morfina juz nie koi, ale usmiech na twarzy na widok rozy z ogrodka, gra na harmonijce ostatnim tchem. Jeden podopieczny kiedys mi powiedzial w srodku nocy,nie myslalem ze usmiech koi bol. Obecny mowi o rosnacym sercu, i przestaje plakac.Nie ma juz czasem mozliwosci ulzenia.
Ogladam "Patriote"...jeszcze mi nie przeszlo...ale nie moge bez forum funkcjonowac. Musze chyba na terapie sie jakas zapisac. Metafizyka życia....cóz...tych metafizycznych wątków mialam wiele. Ale nie bede sie wypowiadac... niektorzy uznaja mnie za wariatke (delikatnie mowiac) Nie chce rozpalac ognia...s mutno mi i tyle. Uswiadomilam sobie ze bylam od listopada 9 dni (cale) w Polsce...mam byc do Świąt...nienormalna jestem. Wymiekam. Urlop? A co to jest? Tu mam spokój, mało obowiązków, przyjazną atmosferę...własne mieszkanie...i DÓŁ...totalny. Ja wiem...nikt mi nie pomoze...musze sama...Ktoś kiedyś powiedzial, zebym zmienila klimat, wyjechala, zostawila wszystko...nie potrafiłam. Nie mialam sil zostawic małego dziecka,chorej teściowej, męża....potem ten sam mąż :) powiedzial ze mam wyjechac... ironia losu? Przeznaczenie? Córka mi powiedziala, że gdybym wyjechala gdy byla mała (9 lat) nigdy by mi nie wybaczyła bo nie zrozumialaby. Dobrze ze zostałam wtedy...dobrze ze wyjechałam potem...ale ja? Co ze mną? Nie wiem. Ide sie z tym przespac. Przynosze ulge...radośc a smutek mnie ogarnia coraz większy. Jak dawać coś czego z dnia na dzien samemu sie ma coraz mniej? Dobranoc.
Ogladam "Patriote"...jeszcze mi nie przeszlo...ale nie moge bez forum funkcjonowac. Musze chyba na terapie sie jakas zapisac. Metafizyka życia....cóz...tych metafizycznych wątków mialam wiele. Ale nie bede sie wypowiadac... niektorzy uznaja mnie za wariatke (delikatnie mowiac) Nie chce rozpalac ognia...s mutno mi i tyle. Uswiadomilam sobie ze bylam od listopada 9 dni (cale) w Polsce...mam byc do Świąt...nienormalna jestem. Wymiekam. Urlop? A co to jest? Tu mam spokój, mało obowiązków, przyjazną atmosferę...własne mieszkanie...i DÓŁ...totalny. Ja wiem...nikt mi nie pomoze...musze sama...Ktoś kiedyś powiedzial, zebym zmienila klimat, wyjechala, zostawila wszystko...nie potrafiłam. Nie mialam sil zostawic małego dziecka,chorej teściowej, męża....potem ten sam mąż :) powiedzial ze mam wyjechac... ironia losu? Przeznaczenie? Córka mi powiedziala, że gdybym wyjechala gdy byla mała (9 lat) nigdy by mi nie wybaczyła bo nie zrozumialaby. Dobrze ze zostałam wtedy...dobrze ze wyjechałam potem...ale ja? Co ze mną? Nie wiem. Ide sie z tym przespac. Przynosze ulge...radośc a smutek mnie ogarnia coraz większy. Jak dawać coś czego z dnia na dzien samemu sie ma coraz mniej? Dobranoc.
Gdy patrzę na wstęgę mojego życia, to jawi mi się cały łańcuch zdarzeń, gdzie każde następne ogniwo jest konsekwencją poprzednich. Wszystko było potrzebne, wszystko do czegoś nowego prowadziło. Gdy dzieci wyjechały na studia - to miało być moje odrodzenie, planowałam, że odrodzę soę jak Feniks z popiołu obowiązków i przypomnę sobie kim jestem i zagłębię się w swoich zainteresowaniach. Planowałam, że będzie to słoneczny i owocny etap, że uda mi się odnaleźć siebie. I wtedy wpadłam w dół bezrobocia. Przez dwa miesiące "umierałam" i jako formę zakończenia życia wybrałam wyjazd do Niemiec. To są moje rekolekcje. Określałam siebie przez pryzmat Matki i kariery zawodowej. Raptem zabrakło jednego i drugiego. Pieniądze, których zawsze miałam dość i lekce sobie je ważyłam - teraz okazały się ważne. Od płtora roku szukam siebie i buduję swój światopogląd na nowo. Nauczona doświadczeniem mam nadzieję, że i to ogniwo do czegoś dobrego prowadzi.
Odnoszę wrażenie,że Asik się boi walczyć o siebie,żeby nie okazać się egoistką.Ma niedobre poczucie winy,to ją niszczy,stąd panika.Ale wiecznie tak nie można.Zdrowy egoizm jest bardzo potrzebny,paradoksalnie równiez po to,aby pomóc bliskim.Nie będzie łatwo,ale trzeba troszkę zmienić system wartosci,spojrzeć na problemy z innej perspektywy.To pomaga pozbyć się strachu i swiatełko w tunelu się pojawi.
Ogladam "Patriote"...jeszcze mi nie przeszlo...ale nie moge bez forum funkcjonowac. Musze chyba na terapie sie jakas zapisac. Metafizyka życia....cóz...tych metafizycznych wątków mialam wiele. Ale nie bede sie wypowiadac... niektorzy uznaja mnie za wariatke (delikatnie mowiac) Nie chce rozpalac ognia...s mutno mi i tyle. Uswiadomilam sobie ze bylam od listopada 9 dni (cale) w Polsce...mam byc do Świąt...nienormalna jestem. Wymiekam. Urlop? A co to jest? Tu mam spokój, mało obowiązków, przyjazną atmosferę...własne mieszkanie...i DÓŁ...totalny. Ja wiem...nikt mi nie pomoze...musze sama...Ktoś kiedyś powiedzial, zebym zmienila klimat, wyjechala, zostawila wszystko...nie potrafiłam. Nie mialam sil zostawic małego dziecka,chorej teściowej, męża....potem ten sam mąż :) powiedzial ze mam wyjechac... ironia losu? Przeznaczenie? Córka mi powiedziala, że gdybym wyjechala gdy byla mała (9 lat) nigdy by mi nie wybaczyła bo nie zrozumialaby. Dobrze ze zostałam wtedy...dobrze ze wyjechałam potem...ale ja? Co ze mną? Nie wiem. Ide sie z tym przespac. Przynosze ulge...radośc a smutek mnie ogarnia coraz większy. Jak dawać coś czego z dnia na dzien samemu sie ma coraz mniej? Dobranoc.