My też będziemy starzy

11 listopada 2013 13:48 / 3 osobom podoba się ten post
A jak bede stara mam takie marzenie - chcę w Polsce mieszkac nie mam jakis ulubionych miejsc gdzies w swiecie.Być w miarę sprawną rano wyjść na taras z herbatka ziolowa (kawa odpada bo szkodzi),posiedziec, pooddychac,posłuchac treli slowikow(bo to wczesnie).Po obiadku polozyc sie w swoim ogrodku na lezaczku z gazetka(bo ksiazka juz za ciezka) a pod wieczor mały koniaczek (bo w glowie i tak sie kreci)i w poczuciu spełnienia polozyc sie po kapieli do łóżeczka(bez tabletki nasennej)i usnąć.Czy to nie jest za wiele?
11 listopada 2013 13:56
mleczko47 masz piękne marzenia,braklo mi w nich wzmianki o drugiej polowce...
W czasie takiego sielankowego okresu jest wiele czasu na zalegle konwersacje,przemyslenia...
I do tego wspomnienie o koniaczku ....czyzby w Twoich marzeniach...koniaczek w pojedynke???
11 listopada 2013 14:17 / 2 osobom podoba się ten post
Marynia51

mleczko47 masz piękne marzenia,braklo mi w nich wzmianki o drugiej polowce...
W czasie takiego sielankowego okresu jest wiele czasu na zalegle konwersacje,przemyslenia...
I do tego wspomnienie o koniaczku ....czyzby w Twoich marzeniach...koniaczek w pojedynke???

Opiekunki nie bede miala,to ktos musi gotowac sprzatac,prasowac itp.a koniaczek wieczorkiem w pojedynke bo moze bede miala ochote gdzies jechac samochodem,kierowca musi być bez koniaczku.
25 czerwca 2014 13:27 / 6 osobom podoba się ten post
83 letania Laura opiekuje się trojgiem swoich dzieci.55 - letni syn Dario z pieluchą w spodniach siedzi przywiązany do krzesła i bełkocze niezrozumiale.61-letnia Maria lezy bez świadomości z otwartymi oczami i ustami.Trzeba ja przewijać,myć i karmić za pomoca sondy.50-letni Oderis jeszcze chodzi i mowi,ale moze skupić sie tylko na jednej rzeczy.Gdy ma kupić mleko i banany,przynosi albo mleko albo banany.To straszne widziec swoje dzieci w takim stanie - mowi staruszka.Nie zyczyłabym tego nawet wścieklemu psu.Laura mieszka w miasteczku Yarumal w polnocno-zachodniej Kolumbii,w rejonie nawiedzonym przez tajemniczą chorobę,ktora atakuje ludzi w sile wieku.Najpierw zapominają,póżniej stają sie agresywni,zachowuja sie jak obłąkani,wreszcie zostaje z nich tylko bezwolna cielesna powłoka i powoli umierają.Kiedyś mowiono,że dotknęła ich La Bobera,czyli głupota.Wierzono,że cierpią,bo rzucono na nich czary,albo dlatego,że dotkneli kory pewnego rzadkiego drzewa.Dopiero 30 lat temu dr francisko Lopera,grzebiąć w kościelnych rejestrach,odkrył,że wszyscy chorzy pochodzą od jednego przodka prawdopodobnie hiszpanskiego konkwistadora,ktory przekazał im fatalna mutację genetyczną.Około 5000 zidentyfikowanych do dzis czlonkow tej rodziny stanowi największe na Ziemi skupisko ludzi zagrozonych alzheimerem.Podczas gdy dziedziczna odmiana alzheimera dotyka tylko 2 % populacji swiata w tym regionie Kolumbii - liczba chorych osiaga 30 %.
Nie jest niczym niezwykłym trzech lub czterech chorych w jednym domu.Gdy któryś z nich umiera,klopoty z pamiecią pojawiaja sie u nastepnego.W jednej z rodzin z czternasciorga dzieci choruje połowa.U potomków hiszpańskich najeżdzcow pierwsze objawy pojawiaja sie bardzo wcześnie,jeszcze przed czterdziestką.Ludzie dobiegający trzydziestki żyją więc w ciągłym strachu.O alzheimerze myśla nawet nastolatki.Zastanawiaja sie,czy zakladac rodziny i płodzic dzieci.Wiele z nich nie konczy szkoły,bo musza opiekowac sie otepiałymi krewnymi.Poziom  samobojstw jest tu wysoki.Dr Lopez bada Oderisa,syna Laury.Męzczyzna nie potrafi już liczyć ani poworzyć prostego zdania.Zapytany o alzheimera śmieje sie - Ja tego nie mam.Mowi,że kiedy spostrzeze objawy,zaraz sie zabije.Zapominam tylko czasem,gdy ludzie mnie rozproszą,albo coś......Dzis Kolumbia to centrum klinicznych badań nad alzheimerem.Około 300 kandydatów,wyłonionych z zarozonych rodzin,bedzie otrzymywać przez pięć lat albo lek albo placebo.Zaden z nich sie nie dowie,ktore z tych dwoch połyka.Tylko lekarze znają pradę. Badania kosztuja 100 mln dolarow,
finansowane sa przez amerykański National Health Institute i Innstytut Bannera w Arizonie.
 
na podstawie:New York Times,The Telegraph,siemens:com   opracowała (EW)           art.pt"Ludzie bez pamieci"
25 czerwca 2014 15:46 / 1 osobie podoba się ten post
... i druga strona medalu::
W niemieckiej telewizji dziś był reportaż o ludziach starych, o tych, którym emerytura starcza tylko na czynsz, a na jedzenie już nie. Ale mnie zainteresowała Pani, lat 89, mieszkająca w domu opieki dla ludzi starych i "zdrowych". W pokoju miała piękne biurko, a na nim ... laptopa i bardzo elokwentnie opowiadała, w jak sposób z niego korzysta. Cudna kobieta. Ja też tak chcę !
25 czerwca 2014 15:52 / 1 osobie podoba się ten post
a może to ostatnie pokolenie tych,którzy biorą 2x emeryturki, swoją i męża i wtedy bez problemu starcza na super pokoik()4-5 tys.euro)  i wyjazdy na beach-boysów do  Grecji,albo na opiekunkę za 1000  i reszte do kieszeni sprytnych dzieci dopóki AL nie zatakuje,tyle ,że mlodzi  Niemcy obarczeni wysokimi opłatami,czynszami,dziećmi i opłatami na nie  też nie chcą juz placic na socjal i wygodne zycie dla "drogich emerytów",niestety nie ma ich za wielu,bo coraz młodsi będą mieć 1 emeryturę i jesli bardzo dużo nie zarabiali,to tez nie zaszaleją:)
25 czerwca 2014 16:18 / 3 osobom podoba się ten post
mleczko47

A jak bede stara mam takie marzenie - chcę w Polsce mieszkac nie mam jakis ulubionych miejsc gdzies w swiecie.Być w miarę sprawną rano wyjść na taras z herbatka ziolowa (kawa odpada bo szkodzi),posiedziec, pooddychac,posłuchac treli slowikow(bo to wczesnie).Po obiadku polozyc sie w swoim ogrodku na lezaczku z gazetka(bo ksiazka juz za ciezka) a pod wieczor mały koniaczek (bo w glowie i tak sie kreci)i w poczuciu spełnienia polozyc sie po kapieli do łóżeczka(bez tabletki nasennej)i usnąć.Czy to nie jest za wiele?

A ja sobie taka starość zyczę jak w cyt. Zdania  nie zmieniam,innym emerytur nie zazdoszcze,zdrowia tez nie.Obym nie zapomiała, co to ja chcialam? a, spokoju na starość:):).
25 czerwca 2014 16:20
a daj Ci Boże:))))
25 czerwca 2014 16:46 / 1 osobie podoba się ten post
mleczko47

A ja sobie taka starość zyczę jak w cyt. Zdania  nie zmieniam,innym emerytur nie zazdoszcze,zdrowia tez nie.Obym nie zapomiała, co to ja chcialam? a, spokoju na starość:):).

Ładna starość. Ja też takiej bym sobie życzyła :)
18 listopada 2014 06:53 / 11 osobom podoba się ten post
Przepiszę art. z naszej prasy.Interesuję się wszystkim co dotyczy chorób z ktorymi mamy do czynnienia w naszej codziennej pracy.A szczególnie parkinsonem i alzheimerem.Czytam nt.dużo i wszędzie.Utrzymuje też kontakty z opiekunkami ktore opiekuja sie chorymi na te choroby.Zrozumienie ich chociaż to bywa trudne ułatwia nam sprawowanie opieki.Przepiszę cały art.jest trochę długawy,zrobię to w odcinkach. Zainteresował mnie poprostu z prostej przyczyny - tytuł - a po przeczytaniu wyciągnełam wnioski, ale to juz pozostawiam tym,ktorzy przeczytaja.Każdy ma inne spojrzenie
 
Tu starości nie leczymy.
Pacyfikacja oznacza najczęściej zastrzyk z haloperidolu:niektorzy lakarze mowia na ten lek "Halo,nie pier........" bo po dużej dawce pacjent odpływa i niewspołpracuje.
       Zbliża sie pora obiadu.Na przypominajacej świetlicę sali przy dwóch długich drewnianych stołach siedzi kilkanaście osób,ale panuje kompletna cisza.Niektorzy patrzą w duzy nascienny telewizor,inni zawiesili wzrok na blizej nieokreslonych martwych punktach.Z letargu wyrywa ich pan Marek(wazne,zeby zwracać sie do konkretnej osoby i połaczyć głos z dotykiem,np.objąć ramieniem): - Ładny masz dziś Jadzia sweterek,może potańczymy po obiedzie? Bardzo chetnie tylko nie z tobą! - pani Jadzia nie wyglada na swoje osiem krzyżyków,a z dowcipu jest znana w całym ośrodku. - Ta karta by sie przydała........ upomina się lekko zgarbiony pan w okularach. - Aha,do aparatu,będę pamietał,panie profesprze - pan Marek prowadzi mnie w kierunku korytarza i schodów na parter,poziom dla pacjentow w cięższym stanie.Wychodzimy z pokoju,a mój przewodnik starannie zamyka drzwi kluczem zaczepionym na stałe do tych samych drzwi za pomocą sznurka i gwoździka.To samo na dole:klucz wisi,otwieramy nim zamek w drzwiach,klucz znów dynda na sznurku.
Pan Marek: - Co, myśli pan,że to bez sensu - klucz na stałe wisi,a ja drzwi zamykam? A to bardzo skuteczne zabezpieczenie,bo oni już tego sznurka,klucza i zamka ze soba nie kojarzą. Taki jest alzheimer.
Tylko tu i teraz
Marek Pluciński prowadzi swoj rodzinny Dom Pomocy Społecznej na wsi pod Lutomierskiemw woj. łodzkim już cztery lata.Razem z żoną i synem - pielegniarzem i rehabilitantem - rzadko zamykają z zewnatrz bramę ośrodka.Czterdzieści parę osob pod stałą opieką,prawie wszyscy z chorobąś Alzheimera i głebokim otepieniem:- Dość szybki zoientowalismy się,że rynek takich osób w ogóle nie bierze,nikt ich nie chce.I że tu tkwi nasza szansa.Dlaczego nie chc.a przyjmować? - Po prostu jest cięzko.Kiedy bylismy na gorze,mógł pan sobie pomysleć,że ormalnie rozmawiamy,żartujemy.Na pewno nie połapał sie pan,że te osoby są chore.Ale dla nich istnieje tylko "tu i teraz" - wystarcz odpowiednio zadac pytanie i kurtyna spadnie.Na parterze nie wszyscy pacjenci siedzą we wspólnej,podobnej do pubu sali:część chodzi po korytarzu przy balkonikach,są też leżący w swoich pokojach.Starsza siwa pani siedzi przy stoliku i kiwa głową,jakby w konwulsjach -pan Marek mowi,że to stan zaawansowany i dosiada sie do innego stolika.Dwie szepczące między sobą panie sa bardzo zadowolone.Co ty dzis Janinko taką masz miotłe na głowie,grzebień ci zabrali?!.- Tobie może zabrali,nic mi nie zabrali,tak ma być.A ty jesteś niemiły! - z uśmiechem odpowiada zażywna starsz pani,ale pan marek znienacka zmienia temat, wskazując na siedzącą obok koleżankę:- A co sadzisz o Stasi?Jaka ona jest,co co się w niej podoba,a co nie? - Jest miła... miła i życzliwa - potem długie milczenie.Pan Marek idzie do kolejnego stolika i do pani Gieni,ktora patrzy gdzieś w dal.Przytula ją,pyta,co słychać. - Samo życie,samo życie.
Był u ciebie dziś wnuczek,prawda? - Samo zycie,samo życie.- Od dłuższego czasu tylko to powtarza, a jest taka kochana..... -pan Marek odwraca się do mnie.- Gienia jest z nami bardzo długo,widzę jak choroba postepuje i przeraża mnie myśl,że ktoregoś dnia stanę przed wyborem:oddać ją do szpitala,czy uratować jeszcze na pare tygodni czy miesięcy.Nie rozumiem. - Własnie o tym chciałem opowiedzieć.
 
Spacyfikowni.......  to bedzie dalszy ciąg dotyczący chorych przebywającym w szpitalach psychiatrycznych
18 listopada 2014 09:52 / 1 osobie podoba się ten post
Bardzo pouczajacy temat dodalas-;
18 listopada 2014 10:03 / 2 osobom podoba się ten post
mleczko47

Przepiszę art. z naszej prasy.Interesuję się wszystkim co dotyczy chorób z ktorymi mamy do czynnienia w naszej codziennej pracy.A szczególnie parkinsonem i alzheimerem.Czytam nt.dużo i wszędzie.Utrzymuje też kontakty z opiekunkami ktore opiekuja sie chorymi na te choroby.Zrozumienie ich chociaż to bywa trudne ułatwia nam sprawowanie opieki.Przepiszę cały art.jest trochę długawy,zrobię to w odcinkach. Zainteresował mnie poprostu z prostej przyczyny - tytuł - a po przeczytaniu wyciągnełam wnioski, ale to juz pozostawiam tym,ktorzy przeczytaja.Każdy ma inne spojrzenie
 
Tu starości nie leczymy.
Pacyfikacja oznacza najczęściej zastrzyk z haloperidolu:niektorzy lakarze mowia na ten lek "Halo,nie pier........" bo po dużej dawce pacjent odpływa i niewspołpracuje.
       Zbliża sie pora obiadu.Na przypominajacej świetlicę sali przy dwóch długich drewnianych stołach siedzi kilkanaście osób,ale panuje kompletna cisza.Niektorzy patrzą w duzy nascienny telewizor,inni zawiesili wzrok na blizej nieokreslonych martwych punktach.Z letargu wyrywa ich pan Marek(wazne,zeby zwracać sie do konkretnej osoby i połaczyć głos z dotykiem,np.objąć ramieniem): - Ładny masz dziś Jadzia sweterek,może potańczymy po obiedzie? Bardzo chetnie tylko nie z tobą! - pani Jadzia nie wyglada na swoje osiem krzyżyków,a z dowcipu jest znana w całym ośrodku. - Ta karta by sie przydała........ upomina się lekko zgarbiony pan w okularach. - Aha,do aparatu,będę pamietał,panie profesprze - pan Marek prowadzi mnie w kierunku korytarza i schodów na parter,poziom dla pacjentow w cięższym stanie.Wychodzimy z pokoju,a mój przewodnik starannie zamyka drzwi kluczem zaczepionym na stałe do tych samych drzwi za pomocą sznurka i gwoździka.To samo na dole:klucz wisi,otwieramy nim zamek w drzwiach,klucz znów dynda na sznurku.
Pan Marek: - Co, myśli pan,że to bez sensu - klucz na stałe wisi,a ja drzwi zamykam? A to bardzo skuteczne zabezpieczenie,bo oni już tego sznurka,klucza i zamka ze soba nie kojarzą. Taki jest alzheimer.
Tylko tu i teraz
Marek Pluciński prowadzi swoj rodzinny Dom Pomocy Społecznej na wsi pod Lutomierskiemw woj. łodzkim już cztery lata.Razem z żoną i synem - pielegniarzem i rehabilitantem - rzadko zamykają z zewnatrz bramę ośrodka.Czterdzieści parę osob pod stałą opieką,prawie wszyscy z chorobąś Alzheimera i głebokim otepieniem:- Dość szybki zoientowalismy się,że rynek takich osób w ogóle nie bierze,nikt ich nie chce.I że tu tkwi nasza szansa.Dlaczego nie chc.a przyjmować? - Po prostu jest cięzko.Kiedy bylismy na gorze,mógł pan sobie pomysleć,że ormalnie rozmawiamy,żartujemy.Na pewno nie połapał sie pan,że te osoby są chore.Ale dla nich istnieje tylko "tu i teraz" - wystarcz odpowiednio zadac pytanie i kurtyna spadnie.Na parterze nie wszyscy pacjenci siedzą we wspólnej,podobnej do pubu sali:część chodzi po korytarzu przy balkonikach,są też leżący w swoich pokojach.Starsza siwa pani siedzi przy stoliku i kiwa głową,jakby w konwulsjach -pan Marek mowi,że to stan zaawansowany i dosiada sie do innego stolika.Dwie szepczące między sobą panie sa bardzo zadowolone.Co ty dzis Janinko taką masz miotłe na głowie,grzebień ci zabrali?!.- Tobie może zabrali,nic mi nie zabrali,tak ma być.A ty jesteś niemiły! - z uśmiechem odpowiada zażywna starsz pani,ale pan marek znienacka zmienia temat, wskazując na siedzącą obok koleżankę:- A co sadzisz o Stasi?Jaka ona jest,co co się w niej podoba,a co nie? - Jest miła... miła i życzliwa - potem długie milczenie.Pan Marek idzie do kolejnego stolika i do pani Gieni,ktora patrzy gdzieś w dal.Przytula ją,pyta,co słychać. - Samo życie,samo życie.
Był u ciebie dziś wnuczek,prawda? - Samo zycie,samo życie.- Od dłuższego czasu tylko to powtarza, a jest taka kochana..... -pan Marek odwraca się do mnie.- Gienia jest z nami bardzo długo,widzę jak choroba postepuje i przeraża mnie myśl,że ktoregoś dnia stanę przed wyborem:oddać ją do szpitala,czy uratować jeszcze na pare tygodni czy miesięcy.Nie rozumiem. - Własnie o tym chciałem opowiedzieć.
 
Spacyfikowni.......  to bedzie dalszy ciąg dotyczący chorych przebywającym w szpitalach psychiatrycznych

Moze wiec cie to zainteresuje
 
http://youtu.be/xhmhFl_0q5k
18 listopada 2014 10:33 / 1 osobie podoba się ten post
ORIM

Moze wiec cie to zainteresuje
 
http://youtu.be/xhmhFl_0q5k

kurcze mam internet ze stic ale obejrzalam,moze nie zamuli mi;-;-;dziekuje Orim,pacjent zupelnie przypomniaj mi mojego pdp.,z dwoch lat wczesniej ,,bob,, SM-39 lat-opuscila go zona i dzieci ze wzgledu na chorobe mial kuratora-opiekuna sadowego,-jeszcze raz dziekuje lubie takie artykuly poczytac czy poogladac;-;-;-;
18 listopada 2014 11:27 / 1 osobie podoba się ten post
reanata

kurcze mam internet ze stic ale obejrzalam,moze nie zamuli mi;-;-;dziekuje Orim,pacjent zupelnie przypomniaj mi mojego pdp.,z dwoch lat wczesniej ,,bob,, SM-39 lat-opuscila go zona i dzieci ze wzgledu na chorobe mial kuratora-opiekuna sadowego,-jeszcze raz dziekuje lubie takie artykuly poczytac czy poogladac;-;-;-;

to dosc ciekawe jednak nadal nie jest legalne.A szkoda ha ha Po extazy pdp i wesoly ha ha i objawy Parkinsona tez ustepuja
18 listopada 2014 13:07 / 6 osobom podoba się ten post
Spacyfikowani.........
 
Na kartce Marek Pluciński wypisał cztery przypadki z ostatnich dwóch miesiecy,wcześniejszych nie notował,ale nosi je w pamieci.Zastrzega,że nie chce mowić o nazwach szpitali,oddziałach,nazwiskach: - Nie bije się,ale po co strzelać,skoro tak samo jest prawie wszędzie.Przynajmniej tam gdzie trafiaja moi pacjenci.83 - letnia Basia(alzheimer) miała problemy skórne na nodze.Pan Marek zdecydował sie zawieźć ją do szpitala po miesiącu leczenia przez lekarza rodzinnego - nie dawał już rady: - Wszystko sprawdziłem i dziś mogę dokładnie powiedzieć co tam sie stało.Basia w nocy wyszła do toalety i oczywiście  nikt za nią nie poszedł,bo na oddziale jedna pielegniarka w nocy i lekarz,ktory śpi.Basia nie trafiła  na miejsce,a zanim ją znależli na korytarzu,była zdenerwowana. Taki jest alzheimer w tym stadium - bezradność budzi agresję.Kiedy wrociła na oddział,pomyliła łóżka i położyła się na cudzym,potem nie chciała wstać,no i awantura.Kiedy zadzwonił telefon pana Marka,było wpoł do drugiej w nocy: - Dzwoni lekarka z oddziału i informuje mnie,że musi  - zapamiętałem dokładnie każde słowo - spacyfikowac moją podopieczną,bo nie mają psychiatry i sobie z nia nie radzą. Pytał pan,co to znaczy "spacyfikowac"?
- Nie musze,po czterech latach prowadzenia DPS wiem to dokładnie.Podadza taką dawke leków,psychotropów,że odpłynie i będzie siedziała jak "wieszak" - tak mówia na oddziałach psychiatrycznych.Zabrałem stamtą Basie natychmiast,zreszta lekarka tak powiedziala: - Jesli mam tego nie robić,to niech pan przyjedzie i ja zabierze. - Rozmawiał pan z dyrektorem tego szpitala? - Tak,jeszcze zanim tam Basie polożyłem: miły i mądry człowiek.Tylko on o 16-tej idzie do domu,a zostaja inni.Musi pan jeszcze wiedzieć,że "spacyfikowani" nie zawsze wracają.Tak było w kolejnym przypadku.
 
......... nie współpracuja    -