Dziś jest 17.rocznica strasznego wypadku, w którym zginąl mój 13. synek Damianek. Jechał na rowerze, chciał skręcić w osiedle, wtedy nadjechał samochód z tyłu i wziął go na maskę.
Dziś jest 17.rocznica strasznego wypadku, w którym zginąl mój 13. synek Damianek. Jechał na rowerze, chciał skręcić w osiedle, wtedy nadjechał samochód z tyłu i wziął go na maskę.
Zosiu spóźnione ale szczere...OGROMNIE Ci współczuję.
Dziękuję Wam Kochani za ciepłe i współczujące posty. Napisałam wczoraj o tym, bo przez cały dzień miałam w myślach i sercu mojego synka. Mimo już stosunkowo długich lat od tego wypadku, we mnie to tkwi, jakby to się wczoraj wydarzyło. Mnie ta tragedia nie oddaliła, a wręcz nawróciła do Boga. Miałam niesamowite doświadczenie duchowe w pierwszym okresie żałoby. A napiszę jeszcze, że w naszym w domu szalała jeszcze inna tragedia, związana z dysfunkcją mojego męża. Na ludzki sposób nie można sobie wyobrazić, co ja wtedy przechodziłam. Wyszłam z tego cała, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wszystko się przemieniło, mąż przeszedł przemianę i jest dzisiaj zupełnie innym człowiekiem w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jednego jestem pewna, że dokonało się to wszystko nie moją mocą, ale mocą nieba. Jestem bardzo świadoma tamtego czasu, ale moje rany zostały zaleczone, wspomnienia już nie bolą, nastąpiło wybaczenie, a dokonało się to wszystko dzięki łasce bożej. Jestem tego pewna i powiem Wam, bez żadnej wątpliwości, moje doświadczenie jest ewidentnym dowodem na to, że nigdy nie należy tracić nadzieji i że cuda się zdarzają. Dlatego jestem taką "zagorzałą katoliczką" jak gdzieś napisała Wichurra. Wiem, że to jest jedyna, właściwa droga, że tutaj się nie zawiodę, niezależnie od zewnętrznych burz w kościele instytucjonalnym. Wszystko postawiam i zawierzyłam na Boga i czuję jego prowadzenie każdego dnia.
Dzięki jeszcze raz Kochani za dobre słowa współczucia, co do śmierci mojego Damianka.
Bardzo współczuje ,nie wyobrażam sobie tego bolu.Moj syn miał poważny wypadek na szczescie przezył ale to wspomnienie do dzis mnie przesladuje.
Napisałas ze masz nadzieje ze kiedys tam w innym lepszym swiecie spotkasz swojego syna i musze ci napisac ze głeboko w to wierze.Mojej znajomem syn miał 25 lat gdy zginął w wypadku kilka domow od swojego, wracał od dziewczyny ,pedził bo matka napisała do niego zeby przyjechał bo zle sie czuje zeby odwozł ją do lekarza ,pedził do matki nie dojechał. Pod koła wybiegł mu pies,chłopak zginął na miejscu.
Musi mieć wyrzuty sumienia, ze nie zadzwoniła na pogotowie.
Znowu pochwalę się moją wnusią Lucynką. Dzieciątko rośnie jak na drożdżach i już łapie się za mopa, aby pomagać zapracowanej mamusi.
Znowu pochwalę się moją wnusią Lucynką. Dzieciątko rośnie jak na drożdżach i już łapie się za mopa, aby pomagać zapracowanej mamusi.
Znowu pochwalę się moją wnusią Lucynką. Dzieciątko rośnie jak na drożdżach i już łapie się za mopa, aby pomagać zapracowanej mamusi.
Dziękuję Wam Kochani za ciepłe i współczujące posty. Napisałam wczoraj o tym, bo przez cały dzień miałam w myślach i sercu mojego synka. Mimo już stosunkowo długich lat od tego wypadku, we mnie to tkwi, jakby to się wczoraj wydarzyło. Mnie ta tragedia nie oddaliła, a wręcz nawróciła do Boga. Miałam niesamowite doświadczenie duchowe w pierwszym okresie żałoby. A napiszę jeszcze, że w naszym w domu szalała jeszcze inna tragedia, związana z dysfunkcją mojego męża. Na ludzki sposób nie można sobie wyobrazić, co ja wtedy przechodziłam. Wyszłam z tego cała, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wszystko się przemieniło, mąż przeszedł przemianę i jest dzisiaj zupełnie innym człowiekiem w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Jednego jestem pewna, że dokonało się to wszystko nie moją mocą, ale mocą nieba. Jestem bardzo świadoma tamtego czasu, ale moje rany zostały zaleczone, wspomnienia już nie bolą, nastąpiło wybaczenie, a dokonało się to wszystko dzięki łasce bożej. Jestem tego pewna i powiem Wam, bez żadnej wątpliwości, moje doświadczenie jest ewidentnym dowodem na to, że nigdy nie należy tracić nadzieji i że cuda się zdarzają. Dlatego jestem taką "zagorzałą katoliczką" jak gdzieś napisała Wichurra. Wiem, że to jest jedyna, właściwa droga, że tutaj się nie zawiodę, niezależnie od zewnętrznych burz w kościele instytucjonalnym. Wszystko postawiam i zawierzyłam na Boga i czuję jego prowadzenie każdego dnia.
Dzięki jeszcze raz Kochani za dobre słowa współczucia, co do śmierci mojego Damianka.