Nasze podróże, ulubione miejsca

07 sierpnia 2013 22:45
Mamuela, w Paryżu na ulicach są potworne tłumy, w tym minimum połowa to kolorowi, których prawie nie ma na francuskich firmach, choć mieszkają w tym mieście na stałe. Przechodzące osoby ładnie pachną, bo wiele z nich używa na co dzień markowych perfum. Salony fryzjerskie mają duże okna i widać pracujących fryzjerów oraz ich klientów. Tak samo w sklepach, wielkie wystawy,  życie odsłonięte, nie mamy nic do ukrycia! Paryż jest tłoczny, lecz pełen śmiechu, energii, bardzo żywy. Trzeba tam pojechać choć raz w życiu.
08 sierpnia 2013 01:20
He, he, dobre! A wszystko przez to, że Francuzi mieli trochę kolonii w Afryce i sporo Afrykańczyków zna francuski, więc gdzie jechać za pracą jak nie do tej stolicy? Ale to wszyscy wiemy.
09 sierpnia 2013 09:35 / 1 osobie podoba się ten post
W ubiegłym roku byłem w Paryżu na sześciodniowej wycieczce. Tylko Paryż i Wersal /po drodze Luksemburg/.
Przez te dni udało się zobaczyć to, co najważniejsze i najciekawsze. Może znajdę czas na jakąś ilustrowaną opowieść o tej podróży. Co do imigrantów, to jest ich rzeczywiście bardzo dużo. Nie widziałem białego taksówkarza, w barach i restauracjach obsługa w większości "kolorowa" bądź nie francuska.
Przewiduje się, że z powodu wymieszania ras i narodowości za około 20 lat w Paryżu nie będzie już tzw. "czystych" Francuzów, a w dalszej perspektywie dotknie to cały kraj.
 
Na zdjęciu: widok z wieży Effla w kierunku dzielnicy La Defense.
16 września 2013 15:27
Paryż :) zawsze z chęcią tam wracam :)
18 września 2013 00:03
A ja właśnie kupiłam bilety do Maroko. Ktoś z Was był i może udzielić wskazówek, co do dalszej organizacji wyjazdu? Jakieś sprawdzone hotele, wygodne połączenia między miastami itp?
18 września 2013 00:07
Wichurra -poszperaj bo cos mi swita,że chyba Martyna Wojciechowska takie poradniki pisała w jakim kraju co i jak,albo Beata Pawlikowska-nie pamietam .Ale to były włąsnie takie dla Polaków co sie tam wybierają.Powinno cos w necie byc:)
18 września 2013 00:08
wichurra

A ja właśnie kupiłam bilety do Maroko. Ktoś z Was był i może udzielić wskazówek, co do dalszej organizacji wyjazdu? Jakieś sprawdzone hotele, wygodne połączenia między miastami itp?

Wichurro do odwaznych swiat nalezy... mam kolezanke Marokanke... popytam...
Jadac do nieeuropejskiego kraju... wybieram opcje z Biur Podrozy...
18 września 2013 00:17
Ja już właśnie dużo poczytałam w necie i jest bardzo dużo relacji ludzi, którzy pojechali tam na własną rękę i piszą, że Maroko to bardzo gościnny i tani kraj i jak najbardziej można samemu uderzać.
Kika - to jak możesz, zapytaj koleżankę jakie miejsca są obowiązkowe do odwiedzenia w Maroko - będziemy tam 3 tygodnie, więc czasu jest dużo.
18 września 2013 01:02
wichurra

Ja już właśnie dużo poczytałam w necie i jest bardzo dużo relacji ludzi, którzy pojechali tam na własną rękę i piszą, że Maroko to bardzo gościnny i tani kraj i jak najbardziej można samemu uderzać.
Kika - to jak możesz, zapytaj koleżankę jakie miejsca są obowiązkowe do odwiedzenia w Maroko - będziemy tam 3 tygodnie, więc czasu jest dużo.

Jak tylko bede z nia dyzur miala zapytam... na kiedy planujesz wyjazd...
18 września 2013 09:10
Jedziemy 18 listopada, a wracamy 6 grudnia.
To jeszcze bezczelnie dorzucę kilka pytań:
- czy jest tam dużo bankomatów i czy jak wypłaca się kasę z konta walutowego (euro), to czy od razu nam przewalutowuje i wypłaca w dirhamach, czy też w euro
- czy nie trzeba się bać nocnych podróży pociągiem
- czy w ogóle mogę liczyć na to, że po niemiecku się z kimkolwiek dogadam (czytałam, że głównie francuski, później angielski, ale a nuż)

Na razie nic mi więcej do głowy nie przychodzi. Raz już przeczytałam przewodnik, ale biorę się do ponownego studiowania i planowania:)
26 listopada 2013 09:50
wichurra

A ja właśnie kupiłam bilety do Maroko. Ktoś z Was był i może udzielić wskazówek, co do dalszej organizacji wyjazdu? Jakieś sprawdzone hotele, wygodne połączenia między miastami itp?

moja znajoma wyszła za marokanczyka ale mieszka w polsce jest przewodnikiem w itaka.moge dac ci namiary na nia na facebook napiszesz do niej wszystko ci powie co warto zobaczyc.odezwij sie na maila mojego.pozdrawiam
26 listopada 2013 13:10 / 1 osobie podoba się ten post
wichurra

A ja właśnie kupiłam bilety do Maroko. Ktoś z Was był i może udzielić wskazówek, co do dalszej organizacji wyjazdu? Jakieś sprawdzone hotele, wygodne połączenia między miastami itp?

Szkoda,że czas tak szybko płynie.Byłam ale 10 -lat temu,do tego czasu wiele sie zmieniło.W 12 lipca w ambasadzie w Bernie wbito mi wizę i po rozmowie z ambasadorem Panem Azz El Ouatane Maaninou mogłam już lecieć.Wyladowaliśmu na lotnisku w Casablance i tam też mieszkałam.Zwiedzanie było ograniczone poniewaz byłam z rodziną u ktorej pracowałam ale coś nie coś zobaczyłam.
 
Warty polecenia jest Marrakesz z niedaleka doliną Warika gdzie temperatura jest niższa o kilkanascie stopni i tam widziałam domki budowane na niedzielne pobyty w celach wypoczynkowych.
 
Byłam w słynnym hotelu Casablanka (w Marrakeszu) tam krecono  film o tym samym tytule.Warto zajrzeć na rynek-plac na ktorym mozna dokonac cudownych zakupow za grosze,tam widzialam dentystę starego marokańczyka,ktory usuwał zęby palcami.Siedzial przy niewielkim stoliku z usypana sporą kupka już usuniętych zębow  w jego podejrzewam długim stażu pracy.
 
Byłam w łażni marokanskiej gdzie po oswojeniu sie z wysoką temperatura wchodzisz do urzadzonego stylowo pomieszczenia z pieknymi lampami i lustrami ktore spowite w gestej aromatycznej parze po chwili dopiero oddają swoja krase.Tam dziewczyny o oliwkowej cerze,zielonookie przystepuja co swoich powinnosci.Trzeba być koniecznie.
 
Przy drodze szybkiego ruchu (dojezdzalismy nad ocean)w oddali stoja białe palace za wysokom murem i szpalerem drzew.Mijałam pola o kolorze jasno-brunatnym na ktorych nic nie rosło,gdzie tylko w samotnosci osły szukały pozywienia.Domki biedoty często bez dachow,tyko same sciany stały też pojedynczo świadcząc o standarcie życia większości Marokanczykow.
 
W domu mam zdjęcia wiele notatek.Czesto wspominam swoje wyjazdy. Maroko dla turysty to jest piekny kraj wspaniala kuchnia(tadżin,kuskus herbata slodka jak miod) ale jak tam pobyłam dłuzej i widziałam biede.
 
Warto pamiętac o swoich bagażach,kartach kredytowych,telefonach komorkowych i nie dac sie zwiesc tym,ktorzy proponuja pomoc.
29 listopada 2013 11:36 / 5 osobom podoba się ten post
Pisałem swego czasu o jednym z większych sztucznych zbiorników wodnych w Północnej Nadrenii – Westfalii – o Biggesee.
Wracam do tego tematu, ponieważ w październiku odwiedziłem okolice Biggesee i chcę Wam opisać kolejne ciekawe miejsca.
Tym razem dotarłem nad brzeg Biggesee od północy, od strony miast Attendorn. Jadąc ulicą Waldenburger Weg dojeżdża się do dużego parkingu przy jednym z kilku placów kampingowych nad tym jeziorem. To Camping-Biggesee. Są tu miejsca na namioty, przyczepy i samochody kampingowe, a także stałe, często wielosezonowe domki. Większość z nich jest prywatna, ale SA też takie do wynajęcia. Kamping leży około 200 metrów od brzegu jeziora, po lewej stronie od drogi. Dalej Waldenburger Weg biegnie wzdłuż brzegu w kierunku południowy, aż do Olpe. Po drodze, po kilku kilometrach, mostem Tallbruecke Sondern można przejechać na drugi brzeg Biggesee i dojechać do Sondern. Tu znajduje się plaża, kluby sportów wodnych i przystań statków pływających z Olpe do Attendorn.
Ale wróćmy do początku spaceru.
Około 200 metrów od parkingu, w zatoce Waldenburger Bucht znajduje się miejska plaża. Wstęp na plażę jest bezpłatny. Na plaży znajdują się toalety, prysznice, przebieralnie, place zabaw dla dzieci, boiska do gier, wypożyczalnia sprzętu i gastronomia. Część plaży jest piaszczysta, a część trawiasta. Kąpielisko jest bezpieczne, oznakowane i strzeżone w sezonie przez ratowników DLRG /odpowiednik naszego WOPR/. Plaża jest położona tak, że w sezonie słońce świeci tam od rana do wieczora. Dalej, w kierunku Olpe jest Yacht Und Ruder Club Attendorn.
Idąc od parkingu w prawo, wzdłuż północnego brzegu Biggesee, po kilkuset metrach dochodzi się do tamy zamykającej zbiornik i utrzymującej odpowiedni poziom wody. Po drodze tej, poza pieszymi, może poruszać się tylko „Biggolino” – taki pociąg na kołach, który jeździ placu przy Attahoele w mieście, przez tamę, aż do przystani statków. Na końcu drogi a jednocześnie początku tamy znajdują się wskazówki, jak dojść do schroniska.
I zaczyna się wspinaczka po zalesionym wzgórzu. Miejscami jest tak stromo, że zamontowano poręcze. Jednak wysiłek się opłaca. Z jednej strony widać panoramę Attendornu i przyległe miejscowości, a z drugiej, widok na Biggesee. W końcu dochodzi się do szczytu – około 100 metrów nad poziom jeziora. Ufff!
A tu niespodzianka, zarazem niezwykła atrakcja!
Niedawno – latem tego roku zbudowano i oddano do użytku nowoczesną w formie platformę widokową. W rozpisanym na tę okoliczność konkursie wygrała nazwa „Biggeblick”. Wejście na platformę jest przeżyciem niezwykłym. Nie dość, że „wisi” ona nad stumetrowym urwiskiem, to podest jest ażurowy, a ścianki przeszklone. Widziałem kilka osób, które nie zdecydowały się t AM wejść. Za to widok z platformy rekompensuje zarówno wysiłek włożony w wejście na górę, jak i wszelkie obawy o bezpieczeństwo. Widać stąd – położoną na wprost - wyspę Gilberginsel/ścisły rezerwat przyrody/, tamę, przystań statków, część plaży, jacht klub i przepiękną okolicę z rozrzuconymi po wzgórzach miejscowościami.
Platforma została zbudowana z inicjatywy tutejszego oddziału SGV, czyli Sauerländischen Gebirgsvereins. To bardzo duża organizacja turystyczna, skupiająca tysiące miłośników pieszych wędrówek po górach.
Na szczycie tego samego wzgórza, kilkanaście metrów od wejścia na platformę stoi - należące do SGV Attendorn – schronisko /Huette/, a przy nim stoły i ławki dla odpoczynku.
Na koniec wisienka na torcie.
Po wejściu na górę okazało się, że od i do parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód prowadzi bardzo łagodna i kilkakrotnie krótsza droga. Uśmialiśmy się sami z siebie - ze swojego gapiostwa – bo droga była dobrze oznakowana. Trzeba było się tylko dobrze rozejrzeć po wyjściu z auta.
A my, jak na otwarciu supermarketu – prosto przed siebie :-D.
Polecam wszystkim to miejsce. O innych postaram się jeszcze napisać w długie, zimowe wieczory.

Wasz niestrudzony globtroter Misiek.
29 listopada 2013 11:56 / 3 osobom podoba się ten post
02 grudnia 2013 10:41 / 5 osobom podoba się ten post
Ciekawostka.
 
Wiosną przyszłego roku wybieram się z Panią Misiową na kilka dni do Konstanz nad Jeziorem Bodeńskim.
Chcemy tam odwiedzić znajomą i zwiedzić okolice.
Z nadmiaru wolnego czasu zacząłem wirtualnie rozglądać się po okolicy i odkryłem ciekawostkę geograficzno-administracyjną.
Otóż, na terytorium Szwajcarii, niedaleko od jego ujścia do Jeziora Bodeńskiego leży miasto i gmina Buesingen am Hochrhein. Jest to niemiecka enklawa w terytorium Szwajcarii. Jak wynika z definicji enklawy, Buesingen am Hochrhein jest  w całości otoczone terytorium Szwajcarii.
Administracyjnie również stanowi ciekawostkę. Należy do kraju związkowego Badenia-Wirtembergia, do rejencji Fryburg, do regionu Hochrhein-Buesingen, do powiatu Konstanz i do wspólnoty administracyjnej Gottmadingen. Strasznie to skomplikowane.
Ale nie jest to jedyne takie miejsce w Europie i na świecie. Do najbardziej znanych państw-enklaw należą, m.in. San Marino i Watykan we Włoszech, Lesotho w RPA. Dużo więcej enklaw tworzą właśnie miasta, czy wsie, jak opisane wyżej. Np. włoskie miasto Campione d’Italia w Szwajcarii, belgijskie Baarle w Holandii czy hiszpańskie Livia we Francji.
 
A wczoraj Misiek był - jak przystało na tutejsze zwyczaje – rozpoczął Adwent pobytem na Weihnachtsmarkcie w jednym z okolicznych miast.
Wszystkie sklepy - oprócz dużych marketów – były otwarte, więc tłumy nieprzebrane tłoczyły się w środku i na chodnikach. A sam kiermasz świąteczny ograniczony był do kilku stoisk z duperelami, kilku Turków smażących kiełbaski i inne tutejsze „specjały” i oczywiście do bufetów ze słynnym Gluehwein. Patrząc na tubylców z rozkoszą i ogromnym podnieceniem pijących to podłe, gorące wino, mam zawsze wrażenie, że dla nich to szczyt szczęścia i rozkoszy. I nie wahają się wydać całe 2,50EUR na kubek tego „mamrota” i wypić go na stojąco, w deszczu, wiedząc, że cała butelka w sklepie za rogiem kosztuje 2,99EUR za butelkę. Niektórzy byli tak rozrzutni, że dawali sobie dolać do grzańca trochę rumu za całe 1EUR.
Cóż – tradycja w narodzie rzecz święta;-)
 
Najlepsze życzenia na nowy tydzień składa
 
Wasz Globtrotter Misiek.