Jeszcze nie minął, a już pierwsza batalia z Seniorką za mną. Od zmienniczki wiedziałam,że listę zakupów układam razem z podopieczną, bo Ona potem zamawia zakupy telefonicznie.Przygotowałam spis najważniejszych plus kilka propozycji.Kazdą moją ignorowała.W końcu powiedziałam,że ja też potrzebuję owoce i jogurty tak samo jak Ona.Nie wiem czy uwzględniła je.Potem zadowolona z pysznej zupy pomidorowej poprosiłam do jadalni.Jeszcze nie dojechała z rolatorem do krzesełka,a odrazu krzyk że zupa ma być w garnku na stole.Nosz,zatrzęsło mną, ale usiadłam a tu nagle wrzask-co tu jest w zupie???Odpowiedziałam,że mięso z kurczaka...No i cała rozprawa,że to jak dwa obiady,bo mięso to do smażenia a zupa to bez.Zdębiałam.Musiałam na chwilę odwrócić głowę, bo miałam już łzy w oczach.Ona zupy nie dokończyła,kazała wyrzucić?!A potem do lodówki,wzięła deser owocowy i poszła do salonu.Dokończyłam mycie naczyń i bez słowa poszłam do siebie.Az się boję jak będzie w święta.Dobrze,ze zabrałam sobie z domu biały barszcz i żurek, to ugotuję sobie u góry, bo mam tu kuchnię. Rozmawiałam z Anią, przyznała że też miała kilka scysji na początku. Tylko,że ona wsiadała na rower i prawie codziennie jeździła do Globusa,a ja rowerem nie mogę a pieszo za daleko.Kiepsko to widzę,bo trudno pracować gdy na każdym kroku jest się krytykowanym.