Dzińdoberek. Już na wylocie i w skowronkach, bo za tydzień , a dokładnie dni 8 z naszym kochanym i moim ulubionym
LOT-em wracam do domciu, domeczku. Na dzień dzisiejszy i dla mnie najlepsza opcja a i czas oczekiwania na samolot do Szczecina w Warszawie sie skrócił-za to ceny sie podniosły. Ale zeby klient był zadowolony dorobili opcje w taryfach w formie dodatkowego bagażu rejestrowanego dla niemowlęcia. Licząc na fuksa zadzwoniłam do nich pytając, czy pomimo, że niemowlęcia nie mam-da radę tę dodatkową walizkę w ramach tej opcji....
No nie-tak dobrze to nie ma. Ale niemowlęcia porywać nie trzeba, tylko dokupic dodatkowy bagaż za 115 zł-co jest super okazją, bo zawsze kosztował ponad 300. Nie chcąc bulić streszczałam się z pakowaniem. Teraz się rozwinę w tej kwestii i z lekkim niezadowoleniem i miną malkontenta-introwertyka zaszczycę ich swoją obecnością na pokładzie
Gdyby pozwolili wnosić pilniczki do paznokci na pokład-pewnie bym je ostentacyjnie opiłowywała .
Maluda-może podrzucisz tu mnie kużelankę na szkolenie jak nie nie stać z opuszczoną łepetynką przed niemieckojęzycznym, mimo, ze w głębi duszy chce się go ukatrupić a w najlepszym wypadku oblać benzyną ?
Mnie się tu lekuchno nudzi bez Jolanty, a koleżanka skorzysta bo :
-Czas wolny tu jest święty i gwarantowany. Robimy na nim co nam się żywnie podoba, bez tłumaczenia się komukolwiek.
-Nie stoimy godzinami przy garach zapewnia to gotowanie z produktów świezych ,a na tym się oszczędzic nie da. Więc nie oszczędzamy na Hausgeldach-sa tu dla nas i pedepciów w tym celu i broń panie Boże przed rozkminami , co zrobic aby było taniej i uchowaj panie Boże, aby żarełko na talerzu wyglądało jakby je walec przejechał. Nawet jajka są tu od kur wyjazdowych na motorze.
-Jesli w ogóle pieczemy to sporadycznie i żaden muss. Własnie - żaden muss...koniec kropka.
-Nie pomagamy Spitexowi ( czasem trzeba opierniczyć, ale to zdrowo
).
-Nie targamy dziadka na plecach w ramach transferu( sam wiele pomaga -regularnie cwiczony i instruowany przez ergo).
-nie pytamy o każdą pierdołę-wszystko w naszych rękach plus solidna wypłata co miesiąc.
-szykujemy listę pretensji do ogrodnika
-wyganiamy lub nabijamy się z sąsiadki-nadajnika, ale nie zaprzątamy sobie nią głowy dłużej niż 2 min.
Za to mamy ogląd na to, czego potrzeba, załatwiamy, dostarczamy to na bieżąco. Przy śniadaniu prowadzimy burzliwe dyskusje-komentując poranną gazetę. Kłócimy się między sobą o politykę , bo tak trzeba.
-nie łazimy za dziadkiem krok w krok ( lubi sam w spokoju telewizję pooglądać ).
Dziadek za to nagradza czasem tańcem św . Wita, bądź pomylonymi komunikatami w jęz. angielskim, ale dla nie zajechanej osoby to pryszczyk z kolorowymi tipsami i przypominajka , że jestesmy jednak w pracy
Niemiec na to może róznie zareagowac, ale jak mu się po ludzku ( czyli po ichniemu-niemieckiemu) ,przetłumaczy-to jest szansa , że ulegnie, czy polegnie
W wyśmienitym humorze lecę po sniadaniu dzień wolny wykorzystać . Pogoda piękna to będę się znęcac nad e-bikiem. Dokupię parę drobiazgów , bo miejsce w drugim kofrze jest jeszcze i zmiesci mi się m.in parę słoiczków tessinskiej musztardy, na którą mam zamówienia, aby życie przy grillu było jeszcze piękniejsze.
Trzymajcie się, główki do góry, co nie wyklucza tego, aby mieć oczy dookoła głowy i dobry nos
Miłego, słonecznego dzionka.