Ja" za chlebem ",żeby był i z masłem i czasem szynką, wyjechałam z podobnych powodów, o których pisze Tina. Najstarszy syn kończył studia,"mały "byl na drugim roku,w Poznaniu,obaj informatyka,a córka przed maturą. I wtedy tylko to się liczyło-zapewnić dzieciom dobry start w dorosłe życie. Wiele lat pracowałam po 9-10 godzin każdego dnia,zeby na wszystko starczyło. Tęskniłam,w domu bylam 3-4 razy w roku,nigdy dłużej niż 3 tygodnie. Dobrze, że dzieci i bliscy mnie odwiedzali. Łatwo nie było. Nie miałam nawet podstaw języka niemieckiego, na początku porozumiewałam się szkolnym angielskim. Takim "komunikatywnym ",o jakim firmy często informują rodziny naszych podopiecznych. Ale się zawzięłam i nauczyłam. Najwięcej wychodząc do ludzi, rozmawiając z nimi, nie wstydząc się, że kaleczę ich język, prosząc, żeby mnie poprawiali. Wśród moich pracodawców było kilka starszych osób. Na początku tylko u nich sprzątałam, później o coraz więcej różnych rzeczy mnie proszono. A to ugotować, a to zakupy, towarzyszenie podczas wizyt lekarskich, czy wspólne wyjścia "na jedzenie ",jak to oni nazywali ,bo zwyczajnie nie mieli z kim wyjść. I tak na zasadzie "jedna pani drugiej pani ",ciągle miałam jakieś polecenia dalej. Odwiedziny,regularne, czyjejś mamy czy babci w domu opieki, wyjścia z nimi na spacery, organizowanie np urodzin, kiedy samotna babcia czy dziadek, chcieli taką uroczystość mieć u siebie w domu. Wsztstko oczywiście płatne "Na godziny ".
I tak powoli dojrzewała we mnie myśl, żeby zrezygnować ze sprzątania i zająć się właśnie opieką. Zauważyłam, że świetnie dogaduję się z seniorami, że oni chętnie ze mną przebywają, że ja z przyjemnością do nich biegam. I tak zasiliłam grono opiekunek z Polski. Nie żałuję, ani tego że tak późno, ani tego,że ciągle tutaj jestem. Wiem, dużo gadam (lubię

),ale potrafię też słuchać. A ci starsi ludzie, często potrzebują się wygadać, a nie mają przed kim. Jeśli mają dzieci, to te rzadko mają dla nich czas, albo oni nie chcą im dokładać swoich trosk.
Jakieś 3 a może 4 lata temu czytałam wypowiedź niemieckiego lekarza, opiekującego się seniorami, na temat opiekunek z Polski. Jak pozytywnie i z szacunkiem się o nich, a więc o nas wyrażał. Jedyne, jego zdaniem, co należy poprawić, to znajomość języka.
Ucieszyło mnie to, co przeczytałam, bo przecież jestem jedną z nich. Niejednokrotnie pisałam już o tym, że nie jestem "siłą fachową ",ale dla osób którymi sie zajmuję, moje predyspozycje, zaangażowanie, pomoc, są wystarczające. Jestem na nich otwarta, uważna,uczę się ich ,staram się najlepiej jak potrafię, aby czuli się w swoim domu tak komfortowo, jak jest to możliwe. I , oprócz wynagrodzenia oczywiście, mam z tego satysfakcję.
I nie oznacza to wcale, że moje podopieczne to same milusie, zdrowe i wymagające tylko towarzystwa babcie.
Mają swoje lepsze i gorsze dni, czasem bywa lajtowo, a czasem nie mogę się doczekać, kiedy w końcu otulę ich kołderką i zamknę drzwi ich sypialni.
Też tracę cierpliwość i nie mogę się doczekać wyjazdu do domu, szczególnie w ostatnim tygodniu pracy . Dlatego pracuję 6 x 6. I wracam z nową energią i pomysłami. I z ochotą, bo możecie wierzyć lub nie, ja lubię tę pracę.