Mojego znajomego sasiada corka wrocila w piatek z Niemiec, przyjechal sanepid i nakazal kwarantanne.
Ale my jak to po slowiansku musimy sie postawic i cala rodzina to olała
Mojego znajomego sasiada corka wrocila w piatek z Niemiec, przyjechal sanepid i nakazal kwarantanne.
Ale my jak to po slowiansku musimy sie postawic i cala rodzina to olała
Tak sobie myślę... Rano wsiadam do busa, który zabiera ludzi z moich okolic, Hamburga i jedzie na Berlin... niby z terenów nie objętych wirusem... W Zgorzelcu przesiadka i możliwość, że dalej pojadę akurat z osobami z NRW....
Ech.... Może za dużo myślę, nie panikuję za bardzo... Ale fakty są faktami... Wracam do miasta, gdzie w szpitalu przebywa pięć osób zarażonych. Chociaż to są osoby z ościennego powiatu, a jedna tylko z Raciborza.. to jednak.
Tak sobie myślę... Rano wsiadam do busa, który zabiera ludzi z moich okolic, Hamburga i jedzie na Berlin... niby z terenów nie objętych wirusem... W Zgorzelcu przesiadka i możliwość, że dalej pojadę akurat z osobami z NRW....
Ech.... Może za dużo myślę, nie panikuję za bardzo... Ale fakty są faktami... Wracam do miasta, gdzie w szpitalu przebywa pięć osób zarażonych. Chociaż to są osoby z ościennego powiatu, a jedna tylko z Raciborza.. to jednak.
Ja mam maseczkę i niech sie nawet smieją ze mnie, to robiąc zakupy w markecie będę ją miała we właściwym miejscu . Maseczke uszyła mi koleżanka . Jest kolorowa z takimi sznureczkami za uszy . Zrobiona w kształcie kieszonki w którą będę wkładała gazę jałową . Gości nie będziemy w domu przyjmować, ani tez chodzić w miejca, gdzie dużo ludzi . Po pierwsze to jestem w grupie najbardziej zagrożonych, po drugie z naszego miasta bardzo dużo kobiet pracuje we Włoszech jako opiekunki i zaczął się ich zjazd - właśnie spowodowany strachem . Sama wymyśliłam tą maseczkę - materiał taki, jaki miałam w domu . Jest w kwiatuszki .
Właśnie czytałam artykuł o pacjencie w ciężkim stanie. Syn- z izolatki opisuje jak to wyglądało. Kilku chłopaków było na wygranej wycieczce we Włoszech. Po powrocie w sanepidzie poinformowano ich, że skoro nie ma wysokiej gorączki i kaszlu to maja normalnie żyć. "W sanepidzie powiedzieli nam, że nie ma żadnych powodów do obaw skoro nic nam nie dolega. Mieliśmy normalnie żyć, postępować tak jak zawsze. Ja chodziłem do pracy, grałem ze znajomymi w piłkę. Miałem lekki kaszel, ale powiedzieli mi, żeby się tym nie przejmować, bo objawy zakażenia to miał być mocny katar, kaszel i przede wszystkim wysoka gorączka. A żadnego z tych objawów nie miałem - tłumaczy Paweł".
Po jakimś czasie źle się poczuł ojciec tego chłopaka- kaszel i gorączka. W przychodni dano mu antybiotyk, leki na kaszel, osłabienie gorączki i odesłano do domu.
Kiedy bardzo źle się poczuł - "zaczął strasznie kaszleć, był siny, nie mógł złapać oddechu. Zadzwoniliśmy po pogotowie, podaliśmy wszystkie objawy. Dyspozytorka o nic więcej nas nie pytała, tylko powiedziała, że skoro tato jest pod nadzorem lekarza rodzinnego to nie wyśle po niego karetki. I żebyśmy zadbali o niego sami".
Ostatecznie zawieźli go sami, stwierdzono koronawirusa, rodzina ma kwarantannę. Ale z tego, co mówią, to raczej by tę kwarantannę zastosowali wcześniej, gdyby im to nakazano, a nie uspokajano, że skoro objawów nie ma, to jest ok.
Chodzi mi o to, że jeśli tak zachowywały się służby różnego typu do tej pory, to w Polsce wiele osób krąży i zaraża. Trzeba nastawić się na dłuższe problemy różnego typu. Przeanalizować naszą sytuację i podjąć decyzje jak najmniej szkodliwe.
Właśnie czytałam artykuł o pacjencie w ciężkim stanie. Syn- z izolatki opisuje jak to wyglądało. Kilku chłopaków było na wygranej wycieczce we Włoszech. Po powrocie w sanepidzie poinformowano ich, że skoro nie ma wysokiej gorączki i kaszlu to maja normalnie żyć. "W sanepidzie powiedzieli nam, że nie ma żadnych powodów do obaw skoro nic nam nie dolega. Mieliśmy normalnie żyć, postępować tak jak zawsze. Ja chodziłem do pracy, grałem ze znajomymi w piłkę. Miałem lekki kaszel, ale powiedzieli mi, żeby się tym nie przejmować, bo objawy zakażenia to miał być mocny katar, kaszel i przede wszystkim wysoka gorączka. A żadnego z tych objawów nie miałem - tłumaczy Paweł".
Po jakimś czasie źle się poczuł ojciec tego chłopaka- kaszel i gorączka. W przychodni dano mu antybiotyk, leki na kaszel, osłabienie gorączki i odesłano do domu.
Kiedy bardzo źle się poczuł - "zaczął strasznie kaszleć, był siny, nie mógł złapać oddechu. Zadzwoniliśmy po pogotowie, podaliśmy wszystkie objawy. Dyspozytorka o nic więcej nas nie pytała, tylko powiedziała, że skoro tato jest pod nadzorem lekarza rodzinnego to nie wyśle po niego karetki. I żebyśmy zadbali o niego sami".
Ostatecznie zawieźli go sami, stwierdzono koronawirusa, rodzina ma kwarantannę. Ale z tego, co mówią, to raczej by tę kwarantannę zastosowali wcześniej, gdyby im to nakazano, a nie uspokajano, że skoro objawów nie ma, to jest ok.
Chodzi mi o to, że jeśli tak zachowywały się służby różnego typu do tej pory, to w Polsce wiele osób krąży i zaraża. Trzeba nastawić się na dłuższe problemy różnego typu. Przeanalizować naszą sytuację i podjąć decyzje jak najmniej szkodliwe.
Tak sobie myślę... Rano wsiadam do busa, który zabiera ludzi z moich okolic, Hamburga i jedzie na Berlin... niby z terenów nie objętych wirusem... W Zgorzelcu przesiadka i możliwość, że dalej pojadę akurat z osobami z NRW....
Ech.... Może za dużo myślę, nie panikuję za bardzo... Ale fakty są faktami... Wracam do miasta, gdzie w szpitalu przebywa pięć osób zarażonych. Chociaż to są osoby z ościennego powiatu, a jedna tylko z Raciborza.. to jednak.
Jak widać ludzie wzieli sobie do serca, tyle , że teraz wychodzi niemoc naszej służby zdrowia.