Dziś mi kazała... tzn zaproponowała zrobić gulasz. Wcześniej tylko na mniejsze kawałki jeszcze nożem pokroiła. Dobrze, że zamoczyłem na chwilę mięso. Tyle brudu czerwonego to już dawno nie widziałem przy odcedzaniu.Potem lekko wysuszyłem i.. do dzieła. Do gulaszu miał być makaron albo ziemniaki. Powiedziałem... egal, więc był makaron. Mniej roboty. Nie chciałem mówić, że najczęściej gulasz jemy z ziemniakami lub z kaszą i do tego ogórek kiszony. Nie przyprawiałem gulaszu za ostro, tak jak w domu, był więc w sam raz. Nawet smakowało im. A makaronem to już podopieczny z żoną się zajęli.

