Mój pobyt w Polsce trwał lekko ponad tydzień. Przez ten czas byliśmy kilka dni w górach. Po raz kolejny przekonałam się , że górale mają całkiem odrębne poczucie odległości :-). Zaczęło się od szukania zamówionej kwatery. Zapytaliśmy w pobliskim sklepie w Zawoi naszego "gospodarza". Zajechaliśmy pod wskazane miejsce, wyszedł pan, potwierdził, że dokładnie tak się nazywa, ale to nie u niego mieliśmy zarezerwowany pokoik, ale wg niego nic nie stało na przeszkodzie, bo on też może nam wynająć. Podziękowaliśmy grzecznie za chęci, ale odmówiliśmy. Pan wskazał nam właściwą drogę, ale stwierdził, że jest przynajmniej 3 panów o tym nazwisku i imieniu, bo tu wszyscy jak rodzina :-).
Na drugi dzień ten "nasz" gospodarz powiedział, że w okolicy jest piękny wodospad i to całkiem blisko, bo w odległości ok. 500 m. Po ok. 3 km. stwierdziliśmy, że coś nie jest w porządku, tym bardziej, że oddalaliśmy się od rzeki. W końcu powiedziałam, że idziemy w tym kierunku, gdzie słychać szum . Zobaczyliśmy "wodospad" miał jakieś pół metra wysokości :-). Oczywiście tą przepiękną atrakcję uwieńczyliśmy na zdjęciu :-). Pokazaliśmy ją gospodarzowi, a on powiedział, ze to nie ten wodospad, tamten jest całkiem blisko, ale może jednak nie w odległości tych 500 m, Powinniśmy iść dalej niż te pierwsze 3 km, które przeszliśmy za pierwszym razem.
Wieczorem zachciało nam się zrobić grill. Powiedziałam, że przydałby się ketchup. Siostrzeniec gospodarza powiedział, że zaprowadzi męża na skróty do pobliskiego sklepu. Po jakiejś godzinie dzwoni mąż i mówi, że już wraca... Poszli na skróty przez las i góry w jedną stronę jakieś 3.5 km. i później jeszcze droga powrotna znów przez las i góry . Ketchup kosztował niecałe 2 zł, dla nas był bardzo drogi, nie wiedziałam czy go otworzyć, czy postawić na honorowym miejscu i tylko zerkać :-).