Z uporem maniaka wracam do tematu parownicy. Dzisiaj potraktowałam nią kilka plam na kanapie. Kanapa szaro miętowa,jasna a plamy stare,niedoprane. Po jakiejś większej sama obwódka po tradycyjnym "zapieraniu". Mała szczoteczka na dyszę, para,pocieranie,ale jak lekko mokre,to nie wiadomo czy zadziałało. Przy okazji poleciałam z tą parą po jasnych, popielatych zasłonach. W fałdach odkryłam "bryzgi" po czerwonym winie. Ktoś musiał kiedyś mocno gestykulować z lampką wina w dłoni
. Para, szczoteczka i czekam aż wyschnie. Dywan, bardzo jasny, pojaśniał jeszcze bardziej. Tylko do lodówki się nie dobrałam, qrcze, czysta jest. Ale nie wiadomo czy się nie skuszę, żeby ją "odkazić"
. Myjąc podłogi nie trzeba się schylać i drapać,bo jakiś okruch się przykleił, wystarczy dłużej przytrzymać. Nie trzeba moczyć rąk, nalewać, wylewać wody, wystarczy pilnować żeby woda była w parownicy. Co prawda nie pachnie białym Sidolukxem czy innymi luxami,ale w głowie świadomość,że jest naprawdę czysto. Nawet świeczki zapachowe ładniej pachną po takim sprzątaniu.
Wszystko już wyschło a plamy... wyparowały
. Z kanapy też. Wiem że niektóre z Was przymierzają się do zakupu, teraz mogę powiedzieć że warto. To jeden z lepszych moich nabytków w ostatnich latach.