Hurrra! Pan Bródka przybył, kolację zrobi!
Ja się przygotowuję duchowo na jutrzejszy dzień.Przyjdzie Puzefrau. Ostatnio nie upilnowałam i zbiła szkło. Taka niemiecka niezdara.Hm...
Przyjechała z własnym sprzętem, jak prawdziwa profesjonalistka.Wiaderko, mop, normalnie prawie Elfinka, tylko jeszcze odkurzacz ciągnęła z sobą, takiego różowego flaminga, bez nóg, nieszczęśnika.Poczekałam aż się ustawi w pełnym rynsztunku pod drzwiami, odpocznie trochę, bo pewnie się zasapała i poszłam otworzyć. Przywitała mnie szerokim uśmiechem, przedstawiła się z imienia i profesji a potem pewna siebie podała mi rękę na powitanie.Cóż było robić, podałam grabulę. I tym chłopskim powitaniem zaczęłyśmy kruszyć lody.Weszła, wciągnęła ptaszysko i pyta:"Polin?"."Ja".Ale teraz to już mnie obraziła na maxa, nie dlatego, że ja się wstydzę Polką być w Dojczlandii, ale żeby do mnie gadać po jednym słówku? Do tego bez rodzajnika? Dostała ode mnie ignora i już.Schroniłyśmy się z pdp wiadomo gdzie, ale czas powrotu musiał nastąpić.Trudno, wracamy, wtuliłyśmy się w swoje książeczki, pdp w swoją krzyżówkową i cichutko rabotamy, a pani konserwatorka powierzchni płaskich głośno, że naszej muzyki klasycznej nie słyszałyśmy.Ale jakoś przecierpiałyśmy.Pani skończyła.Przyszła do stołu z segregatorem , otwiera i mi podsuwa.Już chciałam powiedzieć, że ja po niemiecku pisać nie umiem, ale wstrzymałam się, delikatnie przekierowałam do pdp i ona podpisała.
Ale żeby tak nie zauważyć, że pdp starsza ode mnie i długopis w ręce trzyma przez prawie dwie godziny? A nawet, żeby kartki nie wyjąc, by piszącemu było wygodnie? Gapa.Pewnie myśli, że jak na salonach sprzata, to ogładę wciągnęła odkurzaczem, ot co