Nie będę cytowała , ale i ja w temacie
...Dziś zeszłam troszkę szybciej na obiad . Nie tam , żebym zaraz taka głodna , czy łakoma była , ale tak dla bezpieczeństwa , coby żołądek do pleców nie przyrósł
....ewentualnie , żeby osoba gotująca nie wtranżolia za dużo - kosztem mojej zgrabnej sylwetki
dbam o jej linię
...Po drodze " na doliny " zeszłam do pralni , wrzuciłam do maszyny moje ubrania , potem przez kuchnię do ogródka , żeby przyklapnięty bukiet urodzinowych kwiatów wywalić a przy okazji jeszcze się sztachnąć dymkiem przed obiadem ....Niczym lelija stojałam se w ogródeczku , raz za razem sztachając cugaskiem . Głównodowodząca stanęła na balkonie i dawaj mi opowiadać jaki wykład dziś dała jednej z PDP-ch na temat zażywania przez nią leków ....iiiiii ...jak się rozpędziła , jak nie sypnęła słowotokiem ...i to w " poniemieckim języku " !!!! O matuchno ! Gdyby nie to , że na zakończenie wstawiła dość dobrze znane słowo polskie , którego uzyć tutaj nie mogę , bo zaraz wyskoczy wstaweczka " CENZURA " ....toż ja by pomyslała , że to rodowita Niemka i to tak mocno rodowita - z dziada , pradziada ! ...Oj , zaczynam się martwić , że jak za te 3 tygodnie do chaty zawita to z Panem F. wspólnego języka nie będzie miała ....nooo , chyba , że poleci z wyuczonym francuskim , czy innym rosyjskim