No i wróciłam ze spotkania ewangelickiego...Najpierw byłam przerazona,bo nic nie rozumiałam,potem powoli,powoli cos tam zaczynałam łapać-wogóle atmosfera luzik,-kawa,ciastka,wspólne śpiewanie
,-nawet mnie wywołano,że jest dzisiaj gośc z Polski
,-wiec wstałam ze starą stówą na buzi i przywitałam się.Moja księzna była dumna jak paw,no bo wiedziano,że jestem jej opiekunką.najlepsze było potem...-placki ziemniaczane w restauracji
,do tego panie zamawiały sobie piwko(średnia wieku 85),a na koniec gratis po sznapsie dla kazdego.oczywiście ja z matriną swoje oddałyśmy naszym Paniom-ona,bo prowadziła,noja-z wiadomych powodów.Do domu zajechałam super furą,kolację miałam z głowy,co
mnie najbardziej cieszy .