23 lipca 2015 20:28 / 6 osobom podoba się ten post
Sobota – do około 16.00 było gorąco, ale i tak lepiej niż wczoraj, bo powiewał ożywczy wietrzyk. Później zrobiło się nawet chłodnawo. Rano załatwiłam wyjazd do fryzjera i zakupy z Halą. Zdałam jej relację, co się u nas działo podczas całego tygodnia, bo Beti pogniewała się na swoje córki i cały tydzień do nich nie dzwoniła. Obraza poszła o to, że Kala poskarżyła się do siostry o to, że matka do niej non stop wydzwania i ma jej już dość. Hala powiedziała to matce i ta strzeliła focha. Nie wiem dlaczego, ale z Halą rozumiem się bardzo dobrze i dobrze mi się rozmawia. Nie muszę jej udowadniać, że nie jestem koniem.
Po powrocie z miasta zajęłam się rozpakowaniem zakupów i obiadem. Beti natomiast w przypływie dobrego nastroju zasiadła do pianina i z pół godziny pograła. Ona ma duszę artystyczną. Lubi muzykę klasyczną i antykwariat. Atiquitaeten były jej pasją przez całe dorosłe życie. Umie grać na pianinie i na skrzypcach, chociaż na tym drugim instrumencie nie daje już rady. Na pianinie też gra rzadko, tylko wtedy gdy najdzie ją specjalna wena. Ostatnio dostała kopniaka motywacyjnego od swojego okulisty, że powinna ćwiczyć codziennie na pianinie, bo to podtrzyma jej intelekt w dobrej formie, więc może częściej będzie zachodzić do Klawierziemmer.
Dzisiaj miała przybyć do nas znajoma z wyższych sfer, na które to odwiedziny Beti prężyła się cały tydzień. Niestety (dla mnie stety) nie będzie dzisiaj żadnego Besuchu. Pani „von” ponoć jest chora i odwołała tę wizytę. Bardzo dobrze, mam spokój i możemy funkcjonować w normalnym trybie.
Ponieważ pogoda była już znośna, to po obiedzie wyskoczyłam na rower. Tak mi się tym rowerem teraz dobrze jeździ, że pokonuje dość długie dystanse, podczas tych 2 godzin wolności. Xstadt to właściwie już znam jak swoje miasto w Polsce. Czasami wyrywam się też parę kilometrów poza miasto, ale nie za daleko, bo ogranicza mnie czas. Cieszę się, że mam tu taką możliwość radlowania.
W naszym mieście często odbywają się jakieś festy. Myślę, że to niemiecka tradycja, takie miejscowe imprezy Wocheendowe. Oni lubią się bawić, hulać i swawolić. W tych dniach jest festyn kultury afrykańskiej. Dużo straganów ze wszystkim, co się kojarzy z Afryką, najczęściej obsługiwanych przez czarnoskórych, poprzebieranych w ichniejsze ludowe stroje. Poza tym dwie sceny, na których lansują się różne zespoły z odpowiednią muzyką. Główne koncerty odbywają się wieczorem od 20.00. Przeszłam się tam w czasie mojej przerwy. Kiedyś takie imprezy mnie rajcowały, ale teraz, gdy jestem na opiece w DE, nie interesują mnie to zupełnie. Po pierwsze to jest taki trochę kicz, obżarstwo i pijaństwo, a po drugie, samotnie smęcić się wśród ludzi, którzy się bawią w grupach znajomych, nie ma żadnego sensu.
Moja PDP dała się skusić (a nawet sama miała takie życzenie) na wyjazd do centrum miasta, aby przejść się festynową ulicą i zobaczyć, co się tam dzieje. Nasz wyjazd doszedł do skutku późną, jak na nas porą, bo dopiero po kolacji (19.00). Miałam wątpliwości, czy znajdziemy miejsce dla samochodu. Po objechaniu paru ulic w centrum udało mi się zaparkować w dobrym miejscu. Dla Beti było to jednak i tak za daleko. Dla mnie jednak najważniejsze było to, że udało mi się wyciągnąć ją z domu. Trochę przespaceruje się przed nocą. Szukając parkingu przejechałam obok posiadłości PDP, w którym znajduje się kilka wynajmowanych mieszkań i mieszka tu córka Kala. Jeden lokal handlowy na dole nie jest zajęty i od kilku miesięcy poszukują dla niego wynajemcy. Nieruchomością tą zarządza Kala. Matka zarzuca jej opieszałość w znalezieniu klienta. Przypadkowo trafiliśmy na zdarzenie, które PDP osobiście dotyczyło. W tym wolnym lokalu odbywała się jakaś impreza, było dużo młodych ludzi, plakaty, rowery i w ogóle ruch wokół domu. Beti niby ślepa, ale natychmiast zauważyła, że coś się tu dzieje. Oczywiście, już festyn odległy około 600- 800 metrów od naszego parkingu nie był istotny, tylko skierowała się w stronę swej posiadłości. Ponieważ cały tydzień nie rozmawiała z córką, to nic o tym przedsięwzięciu nie wiedziała. A może Kala nie chciała jej o tym informować, nieważne. Niemniej poszłyśmy tam i spotkałyśmy się z Kalą. Zaskoczenie taką niespodziewaną wizytą mamuśki było bardzo duże, ale wszystko odbyło się pokojowo. Ta impreza to próbne Veranstaltung jakiejś organizacji społecznej, która poszukuje lokum dla swojej działalności i ubiega się o sponsoring od miasta. Jeśli zdobędą fundusze, to chętnie wynajmą te pomieszczenia od rodziny M.