Kuchnia Niemiecka - przepisy

23 czerwca 2012 20:54
skaut3333 said:
Kartoffel Knodell to jest w worku takie gotowane ziemniak (ciasto) ,wyciągasz z folii formujesz kulki i wrzucasz na wrzątek:))

aaaaa:) dzięki kochana!!
08 lipca 2012 10:18
Pomocy!!!!!!!!!!!11 musze zrobic dzis jagnieciene ale w tym domu nie ma rozmarynu !!! pomozcie mi ....macie pomysl na jagnie? pilne obiad o 14 tej
09 lipca 2012 17:11
A propos niemieckiej kuchni, to najlepiej zapytac babcię lub dziadka co chcą jeść i jak to się robi, bedzie okazja, żeby się zintegrować :), jak nie ma z nimi kontaktu, z powodu np. demencji to trzeba wykazać się własną inwencją, co też nam , Polkom całkiem nieźle wychodzi.No i obserwować, jak nie mlaskają przy jedzeniu, to znaczy , że nie bardzo smakowało :D



18 września 2012 20:47
Wrocilam do starej strony naszych temato ktora pomaga tu nam gotowac w kuchni mamy tu wiele dobrych przepisow i porad jak je gotowac z mysla o naszych seniorach Dzisiaj gotowalam babci cukinie ktora uwielbia w sosie dusze ja krotko bo okolo 10 minut zaciagam maka doprawiam do smaku i palce lizac pozdrawiam
19 września 2012 08:35
Ja się już nie popisuję kuchnią, ale jak tylko dojrzeję do tego, by założyć kulinarnego bloga, nie omieszkam się pochwalić linkiem :)

Tymczasem, gdy dziadek jeszcze wiedział, co je, to na niedzielę zwykle robiłam typowo śląskie rolady wołowe z kluskami (sama gniotłam - białe i ciemne z tartych ziemniaków), do tego czerwona kapusta i kiszona kapusta zasmażana z pieczarkami. Rosół też, ale z tytki, wzbogacałam go jednak o warzywa i jakieś udko.

Poza tym spaghetti ze szpinakiem: normalnie, sos z mrożonego szpinaku, doprawionego do smaku, z podsmażoną na maśle cebulą i czosnkiem, lekko zabielonego śmietaną. Z wariacji szpinakowych dziadek lubił też bratkartofle z jajem sadzonym i szpinakiem w formie sałatki i naleśniki ze szpinakiem.

Frikadele/klopsy robiłam sama, do nich z reguły też bratkartofle bądź puree z koperkiem i sałatka wiosenna (na bazie lodowej z sosem jogurtowym, bez pomidorów, bo dziadek nie lubi) albo mizeria.

Dziadek chętnie jadał też kotlety, normalne, w panierce, ale kombinowałam też z różnymi nietradycyjnymi panierkami (np. zamiast mąki obtaczałam kurczaka w fixsie carbonara z Knorra i tymianku). Starałam się jednak unikać fixów, nie miałam internetu, więc gotowanie było moją ulubioną rozrywką. Czasem udało mi się dostać wątróbkę, dziadek bardzo lubił też placki ziemniaczane, które przyrządzałam mu z gęstym gulaszem wieprzowym (nie do końca węgierskim, bo bez papryki - dziadek uczulony)

A ostatnio się wycwaniłam i robię zapiekanki ziemniaczane z kapusta kiszoną, , które posypuje mielonym mięsem; ot, ziemniaki w plasterki, na to cebula, kapusta kiszona, ułożyć jeszcze jedną warstwę, dodać nieco masła, trochę czosnku, do naczynia żaroodpornego i na 2-3h do piekarnika. Pod koniec pieczenia posypujemy przyprawionym mięsem mielonym lub podpiekamy z winerkami (mogą być ze słoiczka, ja wówczas podlewam całość jeszcze tą zalewą z kiełbasek i zdejmuję przykrycie z naczynia żaroodpornego, żeby trochę odparowała) - Niemcy to uwielbiają, a praktycznie nie ma roboty, tymczasem na czas pieczenia możemy sobie wyjść na spacer :)
20 września 2012 16:19
O matko, Helly jakie ty wariacie robisz. U mnie to tylko proste gotowanie.

skaut3333, fajna ta twoja zapiekanka z nalesnikami ze szpinakiem :) Musze wyprobowac, na pewno mi bedzie smakowac. Zwykle smaze nalesniki ze szpinakiem ale jezeli zapiekane tez sa dobre to sprobuje ;D
20 września 2012 16:50
Teraz już tak często nie robię, bo raz, że mam internet=rozrwykę, a dwa, że dziadkowi i tak egal, co wcina.

Robię też często błyskawiczne zupy-kremy, 10 minut i gotowe: wariant cebulowy to podsmażyć na maśle/margarynie 4-5 dużych cebul, ewentualnie dorzucić jakiś tam warzywek, marchewki, ziemniaka, kalarepy, czy co akurat mamy, zalać bulionem albo woda i dodać kostke rosołową, gotować do miękkości i zmiksować, można posypać serem i podać z grzankami czosnkowymi.

Mój ulubiony wariant pomidorowy: podsmazamy na maśle 2 cebule, do zeszklenia, następnie wrzucamy puszkę pomidorów, wraz z sokiem, kiedy krem jest za gęsty, możemy dolać trochę soku pomidorowego/bulionu, dorzucamy kostkę, 2 lyżeczki cukru, zabielamy śmietaną (najlepsza jest kremówka, ale ja zabielam zawsze chudszym odpowiednikiem, a czasem maślanką :) ), miksujemy, sól, pieprz i pietruszka do ozdoby. Najlepsza z ryżem.

I wariant grzybowy: robmy dokładnie tak jak pomidorowy, możemy używać grzybów świeżych, mrożonych albo suszonych, a zamiast ryzu podajemy z groszkiem ptysiowym bądź ziemnkakami w kostkę-co kto woli.

Ja uwielbiam te zupy, są tanie, pożywne, sycące i rozgrzewające , a robi sie je dosłownie w 10-15 minut (z gotowaniem) :)
20 września 2012 17:27
Helly, o zesz :) Te Twoje zupy , jakie wynalazki :) Nie slyszalam nigdy zeby tak robic , fajne masz pomysly:) A jakiej to marki te blyskawiczne zupy ?? I Ty taka mloda i tak gotujesz i ze Ty do tego sama sie ograniczasz i wazysz te mizerne 48 kg - to jestem pelna podziwu!!!
20 września 2012 21:21
No co Ty, żadnej marki, sama robisz ze świeżej cebuli, świeżego masła, bulion ewentualnie, ale tu marka nie gra roli, w Polsce robię na kostce z Biedronki, a tu na aldikowskich, :)

Ja na studiach w knajpie pracowałam i tam się dużo nauczyłam. I teraz jak wpadną goście, a w lodówce mam pół kilo cebuli, trochę czerstwego chleba i zapomniana margarynę, to muszę czasem coś na szybko wymyśleć :) Ale nie próbuj margaryny w wersji pomidorowej i grzybowej - tu już musi być masło. I te zupy w Polsce to absolutny przebój każdego afterparty - idealne na kaca :)



Z dodatków polecam też smażoną cukinię: po prostu plasterki cukinii, ok. pół centymetra wrzucamy na rozgrzany olej po minucie odwracamy i po dwóch minutach gotowe. Posolić, popieprzyć i na stół, można też udusić na maśle z bułką tartą na przykład.
20 września 2012 22:13
A tak jak Ty przyzadzasz cukinie , to u mnie w domu robi sie tak kotlety z kabaczkow - kabaczki pokroic w okragle plastry, posolic i pieprzyc potem panierowac w mace, jajkach i bulce tarcej i smazyc na oleju .... mniam mniam, takich koteltow to moge zjesc 50 sa takie pyszne :) w ogole bardzo lubie smazone rzeczy :C
20 września 2012 22:34
Ale ja nawet nie panieruję, a kabaczki, cukinia, bakłażan, patisony i te inne fajne, pękate tęgoskóry, wszystkie się do tego nadają, podobnie jak do faszerowania, chociaz dziadek miał kłopot z jedzeniem faszerowanego bakłażana, z racji niezjadliwej skórki właśnie, ale z cukinią poszło lepiej, więc w sezonie faszerowałam, czym się dało: ryżem z warzywami, z warzywami i kurczakiem, mięsem mielonym, czasem mielonym ze szpinakiem, czasem kaszą gryczaną (dostępna w tzw. ost-marketach albo mix-marketach za psie pieniądze) z boczkiem, albo też ze szpinakiem, co mi tam akurat przyszło do głowy i w lodówce zalegało. Sobie jeszcze czasem serem posypałam, dziadkowi nie, bo on ciepłego sera nie lubi, dlatego tez odpada większość zapiekańców, ale te cukinie wcinał.

A jutro coś chyba się szykuje majstersztyk kulinarny, paluszki cholera rybne z frytkami z tytki, bo mi dziadek ględzi o "znakomitej rybie", a owa znakomita ryba w jego przekonaniu to ni mniej, ni więcej, tylko właśnie fischstabchsen :)
21 września 2012 13:18
Eh, mnie ta ryba też smakuje ale tylko „Fischstäbchen firmy Käpt’n Iglo“ :). Szybkie awaryjne danie kiedy brakuje czasu. Naprawdę niezłe, a jestem wybredna. Może panierki za dużo, ale ostatecznie może być.
21 września 2012 13:44
Oj Evka, to nie, to dziadek obojętnie jakie, takie najtańsze z reguły, z Edeki albo Aldika. A ja początkowo na rzęsach stawałam, jakieś filety z dorsza w sosie maślano cytrynowym robiłam, sama pstrąga filetowałam i piekłam w folii z oliwą i koprem, zeby było smacznie, zdrowo i wykwintnie, a ten mi potem kręcił nosem, że mu nie smakuje, to machnęłam ręką i niech żre swoje paluszki, jak lubi.

Dzisiaj do paluszków zrobiłam znowu tą zapiekankę z ziemniaków i kapusty kiszonej, dodałam trochę pieczarek i pietruszki, wyszła przepysznie :)
21 września 2012 16:13
Najbardziej obrzydliwą, niemiecką (region schlezwig-holstein) potrawą, którą tylko spróbowałam były:
ugotowane (UWAGA) kandyzowane owoce, (figi ,daktyle i inne dziadostwo) zagęszczone budyniem z torebki rozrobionym z wodą, jedli to z makaronem. Straszny smród był podczas gotowania, ale moja mistrzyni patelni (czyli babka) bardzo się tym zajadała.
Kolejna ohyda to: Knedle z kaszy manny kładzine łyżką na gotującą się maślankę, potem do tej maślanki dodawane były żółtka i cukier. Oni to jedli na obid. Podobno to regionalna potrawa, a mnie mdliło gdy patrzyłam jak to przyżądza:(.
Następna- te same knedle, oplane syropem owocowym, do tego ugotowany kawałek boczku (baardzo tłustego). To dało się zjeść pomimo różnorodności smaków.
21 września 2012 16:30
Ugh... Aż mi się niedobrze zrobiło :) Alutka i Ty to musiałaś jeść ? To z tego wynika, że kuchnia bawarska to istne frykasy, je się solidnie (herzhaft, jakby powiedział bajerok), raczej dość tłusto, bo królują kiełbachy wszelkiego sortu, treściwe zupy i kiszona kapusta oraz ziemniaki, czy tam leberknedle i leberkaese ( do tych mięsnych serów i wątróbkowych knedli to ja jednak nie mam za grosz zaufania, podpada mi to i smakuje jak paskudna mortadela najniższego sortu, ale biała kiełbasa na maśle - jak najbardziej, palce lizać :) )



Ale jak zrobilam dziadkowi kluski z mięsem (coś a'la pyzy, ale według przepisu na kluski sląskie) to wcinał, aż mu się uszy trzęsły. A tutaj też są popularne owe Griessknodeln, z tym że na słodko się z nimi nie spotkałam, w tym rejonie się je dodaje raczej jako dodatek do zup, zamiast makaronu czy ryżu.