To i ja coś opowiem... Pierwszy spacer z dziadkiem, dziadek na wózku, bo kawałek do przejścia. Na pierwsze wspólne zakupy do Edeki. A zima była, początek stycznia, ja zero doświadczenia z jego składanym wózkiem (taki lekki, wygodny, z Breezy), córka mi tylko raz pokazała, jak dziadka sadzać, gdzie hamulce, gdzie pasek. Dziadek opatulony w dwa swetry i kurtkę, złożył ręce na brzuchu i nie umiałam zapiąć pasa, nic to myślę, pojedziemy bez, przecież pas nie taki ważny. Najpierw okazało się, że nie umiem pokonać krawężnika (potem córka pokazała mi, gdzie trzeba stopą podważyć przednie koła), więc całą drogę pokonywaliśmy jezdnią-miało to i swoje dobre strony, bo przynajmniej powierzchnia gładka. Ale w sklepie, za kasą biedny dziadek chciał chyba poprawić się na siedzeniu i ześlizgnął mi się z wózka ! W grubej, puchowej kurtce, więc miał ograniczone możliwości motoryczne. Przeraziłam się, usiłowałam mu jakoś pomóc, ale zapomniałam zablokować kół wózka, który odjechał do tyłu, na domiar złego w sklepie w tym samym momencie była jego córka! Na szczęście nie widziała zdarzenia. Wyobraźcie sobie, pierwsze 3 dni pracy, przerażony staruszek na ziemi, jeszcze bardziej przerażona opiekunka, bliska płaczu, zamiast pomóc, pogarsza jeszcze sytuację, co by sobie pomyślała ?? Ale wokół masa ludzi. Bogu dzięki, że dziadek był jeszcze wówczas na tyle "fit", że dał radę się podnieść i po chwili z humorem podszedł do całej sytuacji pomogła mi też jedna uprzejma babeczka i wszystko skończyło się dobrze, ale od tamtego czasu nigdy nie zapomniałam zablokować kół i wiem, że pas bezpieczeństwa w wózku jest jednak bardzo ważny :)
Potem śmigaliśmy z dziadkiem na spacery po 10 km, miałam całe mapy, gdzie toalety dla inwalidów, gdzie przejścia dla niepełnosprawnych, bo kolejną wpadką był pierwszy wyjazd do miasta: 4km, a jeszcze centrum miast leży na wzgórzu. Dojechaliśmy do cudownego parku magnoliowego (dziadek 3 lata nie był w mieście! Nikt nie wpadł na to, by go tam zabrać, mimo, ze cała rodzina dysponuje samochodami), chcemy wracać, chciałam przejechać przez plac zamkowy, a tam... wszędzie schody!! Kluczyliśmy po tym centrum dobre 40 minut, a schody były dosłownie wszędzie, tymczasem już 2-3 progi to przeszkoda nie do pokonania. No i spóźniliśmy się na wizytę Caritasu, chwała Bogu, że córka też umie robić zastrzyki. Ale potem opracowałam trasę tak, żeby schody omijać i kolejne dalekie wycieczki były już dla nas obojga przyjemnością :)