Nasze hobby #1

09 maja 2013 11:31 / 3 osobom podoba się ten post
Pogoda dzisiaj nieciekawa ,nastrój z różnych powodów też nienajlepszy , więc pomyślałam o małej odskoczni - do świata który niby przeminął , a nadal istnieje , w opowieściach i dziełach ludzkich rąk i umysłów . Do świata ludzi którzy za życia stali się legendą.Chciałam napisać o ,,Królu Tatr'' - doktorze Tytusie Chałubińskim . Pochodził z Radomia - podobno pierwszy raz przechodził przez Tatry gdy wracał z Węgier gdzie brał udział w powstaniu Lajosa Kossutha . Tatry zapadły mu w serce , bywał tu każdego roku - wreszcie przeprowadził się na stałe . Wszedł na wiele tatrzańskich szczytów i przełęczy ale jakże inne to było chodzenie po gorach ! Dla niego przyroda , ludzie i ich muzyka , płonący ogień ,szum górskich potoków opowieści i legendy kreśliły pełny obraz Tatr . Kochał góry i górali - prostych , ubogich ludzi , o wcale nie najłatwiejszych charakterach ale on byl lekarzem nie tylko ciał lecz i dusz i rozumiał , że są tacy , bo tak ukształtowało ich surowe życie tutaj.Niezrozumiała dla wielu była jego przyjażń z Sabałą- dawnym kłusownikiem , ubogim góralem z Kościeliska , grającym starą góralską muzykę na prymitywnych skrzypcach - ,,złóbcokach''. W orszaku ,,Króla Gór'' był i Bartuś Obrochta - wówczas młody chłopak, póżniej znany góralski muzykant a nawet Klimek Bachleda , który u ,,Króla Gór'' był tylko tragarzem . Losy Klimka i Doktora skrzyżowały się raz jeszcze , podczas epidemii cholery w Zakopanem . Doktor własne pieniądze wydawał na leki i lepsze jedzenie dla chorych , a tam , gdzie na pomoc było za póżno wkraczał Klimek Bachleda - dobrowolnie , bez wynagrodzenia grzebiąc zmarłych na cholerę .Dlaczego to robił ? Bo nikt inny ze strachu nie chciał a on uważał że pochówek chrześcijański należy się każdemu człowiekowi. Wiele zrobił Doktor dla Zakopanego - współuczestniczył w utworzeniu szkół, uznaniu Zakopanego jako stacji klimatycznej ,rozpropagował jego uroki i w ślad za nim przybyli inni - tak rozwinęło się Zakopane a byt ludności poprawił się .Ostatnie lata życia spędził w domu , który tu wybudował i nazwał - ,,Willa Swoboda''.Zmarł w Zakopanem , w 1889 roku . Pochowano go na Pęksowym Brzysku - starym cmentarzu zakopiańskim ,gdzie spoczywa tylu wybitnych Polaków , którzy Tatrom dali swoją miłość i poświęcili swoje życie . A w Zakopanem , na skrzyżowaniu ulic Chałubińskiego i Zamojskiego stoi pomnik .Na cokole znajduje się popiersie Doktora a poniżej siedzi Sabała i gra mu na skrzypkach . Połączyły tych jakże różnych ludzi góry , leżą na tym samym cmentarzu - ludzie mówią , że ich duchy wędrują czasem razem po Tatrach ,a Sabała przygrywa Doktorowi.Może i tak jest , bo gdy wieje halny można słyszeć w jego szumie dziwne dźwięki - może to Sabałowe skrzypki.
09 maja 2013 13:58
Mozah Kobieto powinnaś pisać książki, bo robisz to pięknie!
Czekam na więcej!!!
09 maja 2013 15:00
Mozah jeszcze więcej i więcej.To prawdziwa odskocznia od stresującej pracy,balsam dla duszy.
12 maja 2013 20:50 / 4 osobom podoba się ten post
W końcu dorobiłam się trochę wolnego czasu i opiszę Wam dzisiaj postać Klimka Bachledy.
Słowem wstępu - Klimek był najbardziej znanym przewodnikiem tatrzańskim I klasy, prowadził w Tatry wiele znanych osobistości - Kazimierzę Przerwę-Tetmajera, Mieczysława Karłowicza, Henryka Sienkiewicza, Tadeusza Boya-Żeleńskiego i pewnie wielu innych, o których zapomniałam.
A teraz od początku.
Urodził się 13 listopada 1849 lub 1851 roku, tutaj źródła nie są zgodne. W każdym razie był to 13 listopad - również dzień moich urodzin:) Urodził się jako nieślubne dziecko w biednej rodzinie i z tego powodu jego życie od początku było trudne. Wytykano go palcami jako bękarta (ojca w ogóle nie znał). Dopóki żyła mama, chociaż od niej doznawał miłości, jednak w wieku 12 lat został sierotą i przeszedł pod opiekę dziadków, którzy widzieli w nim tylko ciężar. Został więc szybko wysłany do pracy najpierw jako pomocnik cieśli, później jako juhas na tatrzańskich halach. Kiedy dorósł wyemigrował do pracy na Słowację. Cały czas ciążyło na nim piętno bękarta. Żadna panna go nie chciała, bo to bękart a na dodatek biedny. Po odbyciu służby wojskowej, wrócił w 1873 do Zakopanego i natrafił na epidemię cholery. Jak już wspomniała Mozah AM, z poświęceniem pielęgnował chorych (do których nawet ksiądz nie chciał chodzić), a nocami grzebał zwłoki zmarłych.
Jego przewodnicka kariera zaczęła się od posady tragarza podczas słynnych tatrzańskich wycieczek doktora Chałubińskiego. Trwały one po kilka dni, brało w nich udział po kilkanaście gości, tragarze, przewodnicy, muzykanci. Klimek był również pomocnikiem najsłynniejszych wówczas przewodników - Macieja Sieczki i Szymona Tatara. Pod ich okiem ( a również w czasie samotnych kłusowniczych eskapad) poznał dokładnie Tatry i wkrótce zaczął samodzielnie prowadzić gości. Jego popularność rosła szybko - okazało się, że Klimek posiada niezrównany talent wspinaczkowy, bezbłędną orientację w terenie - wyszukiwał zawsze najlepsze przejścia, pomagał kobietom, przenosił dzieci. Również cechy jego charakteru wyróżniały go wśród innych przewodników - był kulturalny, uczciwy, uczynny, nie pił alkoholu. Wkrótce terminy na wycieczki z Klimkiem trzeba było rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Dzięki wybitnym klientom, którzy opisywali zalety i wyczyny Klimka w prasie, stał się on znany w całej Polsce. Ma na swoim koncie wiele pierwszych wejść i wytyczenie wielu dróg taternickich.
Dzięki swojej pracowitości odłożył trochę pieniędzy, kupił grunt, postawił dom, znalazł w końcu wybrankę serca i urodziła mu się trójka dzieci - dwie córki i syn. Szczęście rodzinne nie trwało jednak długo - po kilkunastu latach zmarła ukochana zona. Klimek postanowił ożenić się po raz drugi, bo dzieci jeszcze małe były i matki potrzebowały. Wybrał wdowę starszą od siebie kilka lat i rodzina znowu była pełna, a pożycie z nową żoną również dobrze się układało. Dzieci rosły a Klimek chcąc oszczędzić im swojego losu (kiedy to długo musiał pracować na kawałek ziemi i dom), pracował coraz więcej i odkładał pieniądze na lepszą przyszłość swoich pociech. Uzbierał już calkiem niezłą sumkę, kiedy to został podstępnie oszukany przez panią ze stolicy, która poprosiła go o podpisanie poręczenia pod pożyczką i zapewniała, że to tylko formalność, ponieważ bank chwilowo nie może wypłacić jej pieniędzy. Klimek podpisał i oczywiście nie zobaczył już nigdy ani warszawianki ani pieniędzy. Bardzo go to załamało, myślano nawet, że w obłęd popadnie. Jednak doszedł do siebie i ze zdwojoną energia zabrał się do pracy. A trzeba dodać, że już niemłody był - ok. 50 lat, co w tamtych czasach na pracę przewodnika było już słusznym wiekiem.
W międzyczasie goście przyjeżdżający do Zakopanego coraz częściej wypuszczali się na wycieczki górskie samotnie i zaczęły się mnożyć wypadki. Mariusz Zaruski z Mieczysławem Karłowiczem i Klimkiem Bachledą podjęli więc działania mające na celu ustanowienie Pogotowia Tatrzańskiego (dzisiejszy TOPR). Zaruski i Karłowicz mieli się zająć pozyskaniem funduszy i rozpropagowaniem idei wśród społeczeństwa Polski, Klimek miał zwerbować górali-przewodników do pracy w Pogotowiu. Staranie zakończyły się sukcesem i w lutym 1909 roku Pogotowie zostało utworzone. Klimkowi została nawet zaproponowana funkcja naczelnika pogotowia, jednak skromność nie pozwoliła mu jej przyjąć, naczelnikiem został Zaruski, a Klimek jego zastępcą. Zasłynął od razu jako najbardziej czynny i najbardziej ofiarny ratownik.
5 sierpnia 1910 roku do drzwi Klimkowej chałupy zapukał posłaniec z wiadomością, że na Małym Jaworowym Szczycie miał miejsce wypadek taternicki i potrzebna jest pomoc. Żona Klimka bardzo była przeciwna, aby to znowu jej mąż po nocy musiał ludzkie życie ratować. W końcu był jednym z najstarszych członków Pogotowia. Jednak Klimek uspokoił żonę i wyruszył na ratunek. Całą noc jechali ratownicy furką w okolice Łysej Polany (dzisiaj to już po stronie słowackiej leży), z Mariuszem Zaruskim na czele (jako kierownikiem akcji). Rano, 6 sierpnia akcja się zaczęła. Warunki pogodowe były bardzo niesprzyjające - zimno i lodowaty deszcz. Okazało się, że dwóch studentów-taterników - Szulakiewicz i Jarzyna próbowało zdobyć szczyt nową drogą, Szulakiewicz uległ wypadkowi i unieruchomiony został w ścianie, podczas gdy jego kompan sprowadził pomoc. Szanse na uratowanie Szulakiewicza były małe (ratownicy musieli do niego w niesprzyjających warunkach dotrzeć - co już było wyczynem właściwie niemożliwym, a później musieliby go jeszcze przetransportować na dół- a tu leje deszcz, ściana stroma a czasu mało, bo z każdą godziną malały szanse Szulakiewicza na przeżycie). Ratownicy jednak ruszyli i brnęli coraz wyżej w ścianę. Z biegiem czasu zaczęli słabnąć, niektórzy z wyczerpania zaczęli mieć już zwidy. Klimek oczywiście niezrażony niczym szedł pierwszy. Biorąc uwagę na postępujące wyczerpanie ratowników, kierownik akcji Zaruski zarządził odwrót - czym skazał Szulakiewicza na śmierć, ale czym uratował od śmierci kilku swoich ludzi. Trudna to była decyzja. Klimek jednak nie zastosował się do rozkazu Naczelnika - odciął linę, krzyknął "mus człowieka ratować" i poszedł dalej sam. Grupa czekała jakiś czas na niego, jednak w końcu zrezygnowali i zeszli na dół. Pod ścianą czekano długo na Klimka, w międzyczasie zniesiono zwłoki Szulakiewicza, a Klimka nie było. Stwierdzono więc, że na pewno zszedł inną drogą i wrócił do Zakopanego. Jednak w Zakopanem też go nie było, zarządzono więc akcję poszukiwawczą. Po kilku dniach znaleziono ciało Klimka - spadł wraz z lawiną kamienną. Pochowano go na nowym cmentarzu w Zakopanem, a w jego pogrzebie wzięło udział tysiące ludzi z całej Polski. Tak powstała legenda :)
12 maja 2013 20:56
Dziewczyny- fajnie piszecie:)Ja nigdy jakoś w Tatry nie dotarłam:(,znam Karkonosze z młodych lat i Beskid Żywiecki.Piszcie ,piszcie-na codzień sie człowiek tym tak nie interesuje a to takie ciekawe historie:)
12 maja 2013 21:04 / 1 osobie podoba się ten post
Wichurra , cieszę się , że tak ciekawie Klimka opisałaś . To byl wyjątkowy człowiek , a tak niewiele osób o nim wie. Zresztą w tamtych czasach Tatry przyciągały wybitne osobowości. Spróbuję napisać wkrótce o księdzu Stolarczyku- pierwszym proboszczu Zakopanego , bo postać to była naprawdę nietuzinkowa . A Ciebie poproszę - może cos o Zachodnich Tatrach . Ja się bardziej Wysokich trzymałam i o Zachodnich nie wiem aż tyle .
12 maja 2013 21:34 / 1 osobie podoba się ten post
Nie wiem, czy to interesujące będzie dla forumowiczek - bo co tu szlaki opisywać - to trzeba widzieć i czuć:), a nie mam takiego daru (niemal poetyckiego), jak Ty:) Jakby ktoś był zainteresowany i chciał, żebym jakieś szlaki zaproponowała, czy też cały plan wycieczek ułożyła, to i chętnie.
12 maja 2013 21:46 / 1 osobie podoba się ten post
A tak swoją drogą, to rzeczywiście - mało ludzi zna postać Klimka, a i samo miasto Zakopane jakoś chyba nie stara się tej wiedzy rozpropagować. A moim zdaniem warto by było - w ogóle fajnie by było, gdyby turyści przyjeżdżający w Tatry bardziej ludźmi z nimi związanymi się interesowali. Wprawdzie na grobie Klimka zawsze kilka zniczy stoi, w rocznicę śmierci zawsze wiązanki są, ale takiemu człowiekowi należy się większa pamięć. Gdyby chociaż co setny z turystów zapalił mu świeczkę, to miejsca w całym rzędzie grobów by zabrakło - a tak to kilka smutnych tylko stoi.
W ogóle nie wiem Mozah aM, czy czytałaś książkę "Księga Tatr" Jalu Kurka. Pewnie czytałaś, bo tak mi z Twoich postów się wydaje - ale jeżeli nie, to polecam - ja już 3 razy czytałam i za każdym razem z taką samą przyjemnością. Tam właśnie Klimek i jego czasy są bliżej opisane i to w formie ciekawej opowieści. Trochę powymyślanej, bo faktów na temat życia Klimka nie ma aż tak wiele, ale czyta się doskonale i łatwo oddzielić fikcję od prawdy.
A też ostatnio czytałam książkę "Zakopane odkopane" Pauliny Młynarskiej i też wciągająca. Broniłam się nieco przed nią, ale że z każdego pobytu w górach jakąś książkę przywożę, a już wiele mam i tylko właściwie ta wydała mi się w miarę interesująca, to zakupiłam i się nie rozczarowałam. Nie wiedziałam w ogóle, że Młynarski ma dom w Kościelisku i że nawet tam mieszkali jakiś czas - w każdym razie Paulina chodziła do szkoły w Zakopanem. Opisuje życie, ludzi, zdarzenia z Zakopanego tak od podszewki, w ciekawy i często zabawny sposób. W każdym razie polecam.
12 maja 2013 22:22
Znam obie części Księgi Tatr i Na przełęczy i wszystko co mi w ręce wpadło z tego tematu ale też starałam się , o ile to możliwe docierać do tych miejsc o których czytałam i chłonąć tę atmosferę na swój sposób .I tylko o takich miejscach potrafię pisać , lub o ludziach , którzy mnie zafascynowali . A ksiązki P. Młynarskiej nie czytałam , ale z pewnością do niej zajrzę .
12 maja 2013 22:34
wichurra

A tak swoją drogą, to rzeczywiście - mało ludzi zna postać Klimka, a i samo miasto Zakopane jakoś chyba nie stara się tej wiedzy rozpropagować. A moim zdaniem warto by było - w ogóle fajnie by było, gdyby turyści przyjeżdżający w Tatry bardziej ludźmi z nimi związanymi się interesowali. Wprawdzie na grobie Klimka zawsze kilka zniczy stoi, w rocznicę śmierci zawsze wiązanki są, ale takiemu człowiekowi należy się większa pamięć. Gdyby chociaż co setny z turystów zapalił mu świeczkę, to miejsca w całym rzędzie grobów by zabrakło - a tak to kilka smutnych tylko stoi.
W ogóle nie wiem Mozah aM, czy czytałaś książkę "Księga Tatr" Jalu Kurka. Pewnie czytałaś, bo tak mi z Twoich postów się wydaje - ale jeżeli nie, to polecam - ja już 3 razy czytałam i za każdym razem z taką samą przyjemnością. Tam właśnie Klimek i jego czasy są bliżej opisane i to w formie ciekawej opowieści. Trochę powymyślanej, bo faktów na temat życia Klimka nie ma aż tak wiele, ale czyta się doskonale i łatwo oddzielić fikcję od prawdy.
A też ostatnio czytałam książkę "Zakopane odkopane" Pauliny Młynarskiej i też wciągająca. Broniłam się nieco przed nią, ale że z każdego pobytu w górach jakąś książkę przywożę, a już wiele mam i tylko właściwie ta wydała mi się w miarę interesująca, to zakupiłam i się nie rozczarowałam. Nie wiedziałam w ogóle, że Młynarski ma dom w Kościelisku i że nawet tam mieszkali jakiś czas - w każdym razie Paulina chodziła do szkoły w Zakopanem. Opisuje życie, ludzi, zdarzenia z Zakopanego tak od podszewki, w ciekawy i często zabawny sposób. W każdym razie polecam.

Oj jak ja lubiłąm Tatry. Piszę w czasie przeszłym , bo tak dawno tam nie byłam. Ostatni raz byłam prawie dokładnie 30 lat temu - koniec maja 1983r. Jak wyszłąm za mąż skończyły sie wczasy i wypady ze znajomymi właśnie w Tatry. Szkoda. Mąż nie lubił gór.
 Książki  Jalu  Kurka też czytałam. Do tej pory stoją u mnie w domu. Muszę chyba je wziąć na nastęony wyjazd i powspominac dawne , dobre czasy.
 
12 maja 2013 23:08
Mój przyszły mąż też nie za bardzo góry lubi - tzn. Zakopane to i owszem, ale chodzenie i męczenie się to już za dużo - jak już to tylko dolinki i niskie szczyty w grę wchodzą - ale co tam - jeżdżę sama - jak mam go na siłę ciągnać i później utyskiwań słuchać, to dziękuję:) A i ja wolę nawet sama, bo wtedy bardziej wszystko chłonę.
14 maja 2013 23:26
Moja pasja to wyszywanie krzyzykami. Juz pisalam to w innym temacie. Dopiero teraz zobaczylam "Hobby". Do Niemiec jeze z dwoma walizkami :) Jedna to "petente" a druga to "talente". Caly warsztat wioze. Jak dotad mam szczescie bo czasu na wyszywanie mam duzo. Wiecej niz w domu. Ostatnio zrobilam metryczke dla sieostrzenca. Trzy miesiace wyszywalam. Ale teraz znowu wracam do mojego obrazu "Charity". Ten to dwa lata dziubam i nie moge skonczyc. to wyszywanie to odskocznia wyciszenie no i wielka przyjemnosc. Tu w Niemczech tym bardziej. Poza tym gram na pianinie. I znowu szczęscie. Dwoch podopiecznych mialo w domu pianino a kiedy bylam np w Kassel to corka przywiozla keyboard. To tez pomaga przetrwac.
16 maja 2013 17:38 / 2 osobom podoba się ten post
No tak...Kiedy ja to skończę? teraz zaleglam w Opiekunkowie a wyszywanie w nocy tylko kiedy oczy sie kleja....skonczylam piete wczoraj. mam tylko zdjęcie sprzed roku. teraz jest wiecej...
16 maja 2013 17:56
Asik... krzyzyki sa dobre na napiecia nerwowe... bo kreatywnosci w tym zadnej nie widze... chyba ze sama wymyslasz wzory... nie pisze tego zlosliwie... powodowana jestem ciekawoscia...
16 maja 2013 18:01
Mnie nie o kreatywnosc chodzi. ja uwielbiam jak na bialej kanwie wylania sie obraz. A wzory sama opracowuje ale to tez robota dla idioty. Wrzucam do programu Abakan obraz i tylko mu pisze na ile krzyzykow i kolorow a on sam wszystko robi. Co najwyzej zmodyfikuje nieco. Ale jak to dziala na moja dusze....bezcenne. I nie wyczytalam zadnej zlosliwosci :D