03 maja 2013 22:36 / 2 osobom podoba się ten post
Nie mam talentu do opisywania niestety:)
A Twoje przeżycia są mi także znane - to oczyszczenie psychiczne, pokonywanie samego siebie, ileś tam godzin, kiedy człowiek się wyłącza totalnie i liczy się tylko tu i teraz i danie kolejnego kroku:) Nie zawsze jest ciężko, ale i momenty kiedy jest są fajne. Tym większa później radość z osiągnięcia celu i pokonania swojej słabości. Zawsze kiedy wracam z gór, czuję się lepszym człowiekiem. Bardziej wrażliwym i na przyrodę i na drugiego człowieka.
Twoja opisana traska całkiem, całkiem. Ja tyle na raz to nie robię:) Mieszkam zawsze w schroniskach. Po pierwsze żeby bliżej przyrody i z dala od Zakopanego było, a po drugie dla wygody. Rano wczesnie wstaję i już jestem w górach i mogę tłumy wyprzedzić.
Szpiglasową to zawsze robię z drugiej strony - wychodzę z Moka i schodzę do 5Stawów. Chociaż niby powinno się schodzić łatwiejszym wariantem, ale mi jakos wygodniej właśnie tak. Z tych ambitniejszych szlaków to jakoś Orlej się nadal boję. Byłam na Kozim, na Krzyżnem, na Granatach, na Zawracie, ale żeby tak przejść szlak wzdłuż to mi odwagi brak. Może dlatego, że chodzę po górach raczej sama i nie ma mnie kto zdopingować:) Z tych bardziej niebezpiecznych też Świnicę, Kościelec i Rohacza mam za sobą. I te szczyty, przełęcze są superowe, widoki niezapomniane, satysfakcja z pokonania siebie, ale jednak wolę w górach te magiczne momenty jak na przykład pogodę zaraz po deszczu, kiedy słońce i wiatr przeganiają mgłę i chmury i takie bajowe widoki się tworzą. Albo kiedy stado kozic zobaczę, czy rodzinkę świstaków mogę poobserwować:)
Bardzo interesuje mnie też historia odkrywania Zakopanego, historia pierwszych przewodników tatrzańskich - zytam namiętnie wszystkie książki na ten temat, jakie mi w ręce wpadną i czasami czuję się jak Klimek Bachleda (mój idol).
Co mnie w Tatrach denerwuje? Przypadkowi ludzie, którzy przyjechali na wczasy, wypuścili się w góry a nie są wcale do tego przygotowani i nie mają za grosz kultury. Dzwonią więc ze szczytów i opowiadają znajomym jakie to szczyty właśnie zdobyli. Oczywiście wydzierają się przy tym niemiłosiernie. Rzucają butelki po wodzie, puszki po piwie gdzie popadnie i jeszcze sa oburzeni, że w parku nie ma koszy na śmieci. Już po 1/3 drogi na Moko powłóczą nogami i głosno narzekają, że to taki trudny szlak. Ciągną na siłę wyjące dzieci za sobą. No sceny iście dantejskie się czasem w Tatrach rozgrywają.