iwuniaNo ja sie spotykam coraz rzadziej z tymi pozdrowieniami, a raczej na te nizsze partie gór już nie chodzę z racji mojej pasji,,,wspinanie na uprzężach i via ferraty,i zapewniam cie,że np,za granicą to juz raczej tylko jak sie spotka polaka ,,ale w Polsce tak jak pisałas ze słuchawkami na uszach i telefonenm przed nosem bo trzeba napisac sms-a...szkoda ,ze to juz zanika...
Za granicą to nie chodziłam. Zawsze jednak w Tatry mnie ciągnie. Jednak i Słowacy się u nas pozdrawiają, i z Niemcami się pozdrawiałam, więc myślałam, że i w innych krajach to normalne jest.
A to nie chodzi mi tylko o niższe partie gór. Sama na pewno wiesz jaki ruch jest u nas na szlakach na Rysy, na Świnicę, na Kozi itd. Trudno by było wszystkich pozdrawiać. Chociaż jak się idzie bardzo wcześnie (ja mieszkam zawsze w schroniskach, to dosyć szybko jestem już wysoko) to jest mało ludzi i oni się przeważnie pozdrawiają. Albo jak się wyjdzie na te mniej uczęszczane szlaki - na Wrotach Chałubińskiego ruch jest niewielki, w Tatrach Zachodnich też można samotności zaznać (no oprócz szlaku Grześ-Rakoń-Wołowiec). Bywały poranki, że przez kilka godzin nikogo nie spotkałam - albo jakąś jedną, czy dwie duszyczki.
A pasji wspinaczkowej zazdroszczę. Też mi się to kiedyś marzyło, ale stwierdziłam że za słaba fizycznie jestem. To trzeba mieć na pewno silne ręce, a akurat ręce u mnie najsłabsze - nawet pompki nie zrobię:( No i kursy też drogie są, Tatry daleko i tak się marzenia rozwiały. Gdybym jeszcze miała drugą osobę nakręconą na to, to wzajemnie byśmy się może zmobilizowali. Niestety nie znam nikogo, kto by moją pasję gór dzielił. Nawet mąż nie chce już w Tatry jeździć.