Żabiennik czyli skok na DE

07 marca 2014 08:37 / 2 osobom podoba się ten post
Asik

Bo dokładnie to była tragikomedia...Powiem jednak tak, że gdybym pisala...no "z buta" to byłyby to same lamenty, jęki i oskarżenia. Często po (przepraszam za wyrażenie) "gównianym dniu" mialam tak serdecznie dość że nie chciało mi sie nic pisać. Nie miałam z kim pogadać. Musiałam sama sobie zafundowac psychoterapię. Pisałam często po paru dniach kiedy emocje opadły i często sama sie śmiałam że coś mnie wkurzyło, coś źle zrozumiałam. Wtedy pisałam. Potem czytałam sobie wczesniejsze zapiski i robilo mi sie lepiej. Musiałam tak pisac żeby sie po pierwsze "wygadać" po drugie czytając powtórnie nie dołować sie dodatkowo...i tak miałam mega doła. Ja wiem ze to nieuczciwe spojrzenie na naszą prace. Bo w istocie więcej bylo załamań i chęci rezygnacji...I ta świadomość że przede mną ściana a za mną pole minowe...że nie ma wyjscia i na tę scianę trzeba sie wdrapać, zeby osiągnąc cel...

Sympatycznie wygląda ta Twoja PDP mimo tych problemów o których piszesz, a piszesz świetnie dobry material na wydanie ksiązki opisującej nasza ciężką  prace.
07 marca 2014 09:06 / 1 osobie podoba się ten post
Asik

Teraz to juz wiem :) Szkoda ze na zdjęciu nie widac moich kapućków :) śliczne były czerwone. Ale dzwoneczek widac :) Ani w nocy ani w dzien ...nigdy pani Danke go nie użyła. Zawsze wołała" Joooohaaaanaaa!" i tylko w dzien :)

Twoja PDP przypomina mi bardzo moja pierwsza PDP,z wygladu prawie blizniaczki:)))
07 marca 2014 09:31
wiewiorka

Twoja PDP przypomina mi bardzo moja pierwsza PDP,z wygladu prawie blizniaczki:)))

Bo ona jest bliźniaczką...ale miała brata nie siostrę :))
07 marca 2014 14:30 / 1 osobie podoba się ten post
Asik

To jak Hogatka? Na pohybel e- booki?

Asik,
po tym jak dodałaś swoje zdjęcie dla mnie to już nie jest żabiennik, tylko Asiennik:)
Miło mi ja również jestem z Wrocławia :)
07 marca 2014 14:47
emi

Asik,
po tym jak dodałaś swoje zdjęcie dla mnie to już nie jest żabiennik, tylko Asiennik:)
Miło mi ja również jestem z Wrocławia :)

Jeszcze jak powiesz że Zimpel to jesteśmy sąsiadkami :) Ale zielona troche jestem więc Żaniennik :)))
07 marca 2014 15:27 / 1 osobie podoba się ten post
Asik

Jeszcze jak powiesz że Zimpel to jesteśmy sąsiadkami :) Ale zielona troche jestem więc Żaniennik :)))

A co to Zimpel?  
Bo teraz to ja się zielona poczułam 
07 marca 2014 16:21
emi

A co to Zimpel?  
Bo teraz to ja się zielona poczułam 

Sępolno :) po niemiecku. O tym dowiedziaalm sie pół roku później :) 
07 marca 2014 16:55
Asik

Sępolno :) po niemiecku. O tym dowiedziaalm sie pół roku później :) 

No to nie ta sama dzielnica. Ja wcześniej Kosmonautów, a obecnie 4 km od granicy miasta, tuż pod obwodnicą ;)
07 marca 2014 19:17 / 1 osobie podoba się ten post
Asik ! Super ! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
07 marca 2014 19:49 / 3 osobom podoba się ten post
Asik bardzo się cieszę, że się rozpisałaś i że dałaś się namówić na wklejenie na forum Twoich wspomnień. Fajnie się czyta ;-)))
No to czekamy na dalsze ......
07 marca 2014 21:30 / 3 osobom podoba się ten post
Asik, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo raduje mnie czytanie Twoich wspomnień.
Piszesz tak ładnie i obrazowo, językiem naszym forumowym, z lekką dozą humoru.
Bardzo, bardzo dziękuję i proszę pisz dalej.....

Pozdrawiam cieplutko :)
07 marca 2014 23:26 / 14 osobom podoba się ten post
Nie można miec wszystkiego
 
Wiec trzeba sie cieszyc z tego co sie ma. Ale są rzeczy ktorych nie da sie "zastąpic"...przynajmniej dla mnie. Właściwie mam wszystko...Rozi w każdą sobote przyjeżdza o ok 11tej. Jedzie do apteki, po wieksze zakupy typu woda, ziemniaki, warzywa, proszek do prania itp (zebym nie musiala dźwigac). Zawsze wtedy kupuje mi czekoladę (uwielbiam kawowa i z bakaliami) papierosy, kawe, kremy, żele do kąpieli no slowem wszystko. Potem jedziemy na obiad do restauracji...tak na margonesie...restauracja wybierana jest pod kątem latwego dostępu do?...Ustępu! :)
W czasie drzemki pani Danke przeważnie rozmawiamy z Rozi. Naprawde dużo mi dają te rozmowy...Słownictwo juz jest dużo bogatsze...ja więcej rozumiem...No takie cotygodniowe lekcje niemieckiego...za darmo w dodatku. Rozi sprawdza moje rachunki. Aj tam ...sprawdza...na początku ze dwa razy tak ale potem zerka tylko do zeszytu jakie mam saldo (oprócz paragonów zapisuje w zeszycie żeby wiedziec ile mi zostało...no taka mania byłej ksiegowej), i daje nastepne 50 euro + 25 dla mnie. Z początku pytalam dlaczego? Rozi powiedziała że z serca i za Durchfall. Jako że Durchfall jest moją prywatną wojną i nie spoczne dopóki go nie pokonam to ten argument mnie nie przekonał. Natomiast "z serca" to i owszem przyjmuje :) I tak ich nie wydam bo mam tu wszystko....nie nie wszystko...
Dzis Rozi przywiozła mi terminarz Mszy Sw. ....są...w soboty...o 18tej. Rozi wyjeżdza o 17,30...więc nie ma szansy na wyjście...
- Potrzebujesz tego? - zapytała
- Tak - mówie
- Ja nie - Rozi uśmiechnęla sie przepraszająco
Nie wiem...bardzo Rozi lubię...i nie za te 25 euro czy inne "dary"...i nie sądze żeby to powiedziała złośliwie...ale mnie...zrobiło sie bardzo przykro. Poczułam sie jak ptak w klatce. Ma wszystko ale latać nie może. Tak i ja...mam wszystko...ale latać nie mogę bo ktos sam latac nie widzi potrzeby...
Do tej pory trzymala mnie myśl że raz w tygodniu będe mogła pójsc do kościoła, polożyc przed Bogiem moje troski, powierzyc Mu wszystko i co najważniejsze przyjąc Go do serca...Zaczerpnąc te Siłe ktorą On daje...
Jest mi smutno...bardzo smutno....
Ja wiem że On jest cały czas przy mnie, że słucha, że pomaga....mimo to brakuje mi Jego Słowa...nawet po niemiecku.
Dzis kłade sie spac bardzo nieszczęsliwa.
I jeszcze wyłaczyli mi telefon :( tak na dobranoc....żebym została sama ze swoimi myslami 
08 marca 2014 14:57 / 12 osobom podoba się ten post
Nachbariny

Dziś właśnie odwiedziły panią Danke zaproszone nachbariny. Trzy...Pani Danke juz od rana byal mocno podniecona az rumienców na policzkach dostała. Od rana wdała sie w głośną dyskusje tym razem z Johanem. Robiąc w kuchni "kneke" tosty słyszałam ich podniesione głosy. Nagle...jednocześnie niemal usłyszałam "Jooohaaanaaa!" i odgłos raptownie otwieranych drzwi. Wychyliłam sie z kuchni i widze ze Johan z ogniami w oczach wymachuje niebieską bluzka pani Danke.
- Ona nie chce założyc - mówi wściekły ze az paruje.
Spojrzałam na Johana i mówie że to przeciez nie problem, zaraz spytam która chce włożyc i mu dam.
- Wiem że nie problem - mówi Johan - Ale czy ona zaraz musi krzyczec na mnie?!
Nie podobało mi sie to "ona" ale przemilczałam. Weszłam do łazienki i pytam panią Dankę jaką chce bluzkę.
- Bordową - słyszę
Ide do szafy i wyjmuje jedwabna bluzkę z żabocikiem. Podaje Johanowi a pani Danke:
- Nieee! Johana ty załóż.
Tylko Johana dłonie złożone jak do modlitwy skłoniły mnie do tego.
- Dobrze - mówie do obojga - ale to pierwszy i ostatni raz.
Zakładając bluzkę zauważylam jak na twarzy pani Danke przemknął cichcem usmiech tryumfu.
Dokładnie taki sam jak u mojej teściowej kiedy postawila na swoim. O - myśle- moja kochana pani Danke. Nie ze mną te numery Bruner. Moze ja nie znam dostatecznie języka niemieckiego ale TEN język to na perfekt, więc radzę uważać.
Zadowolona pani Danke wjechała na śniadanie do pokoju i dalej potoczył sie dzien jak zwykle...do obiadu...Po obiedzie pani Danke kategorycznie odmówiła pójscia do sypialn, bo przyjdą nachbariny.. Była 12,30 a nachbariny miały sie "melden" o 16tej. Kupa czasu. Tlumacze ze zdąże wszystko przygotować, że musi odpocząc. Nic...jak do ściany. Widze że pani Danke jest coraz bardziej zdenerwowana, w oczach gniewne błyski...Więc o to chodziło, przypominam sobie slowa Johana. Ona jest po prostu uparta.
Pani Danke tym czasem siedząc w magicznym fotelu ,wydaje polecenia co mam zrobic. A wiec wysunąć stół na środek , przykryc obrusem, postawic talerzyki i filiżanki, "pledsien" i zrobic kawe.
Odmawiam zrobienia kawy.
- Za wczesnie - mówie -
Pani Danke zła.
- Za wczesnie - powtarzam i wychodze z kuchni. Do moich uszu dochodzi cmokanie pani Danke. Zawsze to robi jak jest zła. Ale nie ustąpiąłm. Poza tym chodze z urzędową miną...no musi byc jakaś kara za to że nie mam pauzy.
Pani Danke poleguje w swoim fotelu i nagle słysze chrapanie. Zaglądam a pani Danke śpi w najlepsze.
No i po co ja sie ciskałam :), obrażałam. Przeciez pauze i tak mam czy śpi w łóżku czy w fotelu. A może w tym wszystkim nie wszystko jedno?
Po 15tej pani Danke zrobiła sie jeszcze bardziej niespokojna. 15,45 poprosiła żeby podac jej telefon bo musi sie upewnic ze nachbariny nie zapomniały. Dzwoniła ale nikt nie podnosil słuchawki. Wiadomo nachbariny są w drodze, wczołaguja sie na czubek góry...sapią...znam ten ból. Wiec nie moga odebrac telefonu. Do pani Danke jednak to nie trafia. Palcem wskazującym, conem nie znoszącym sprzeciwu pokazuje mi krzesło i mówi ze mam TU siedziec razem z nia i czekac. Nie mam mowy - mysle- i tak zdenerwowanie pani Danke mi sie udzielilo. Kiedy jednak posłusznie (wbrew sobie) usiadlam, zobaczyłam znowu ten tryumfujący wyraz twarzy. Raptownie wstałam mówiąc że ide do toalety a potem robic kawe. Wyraz pani Danke momentalnie sie zmienił na łagodne spojrzenie. Na psychologii uczylam sie ze zmiana pozycji w rozmowie często pomaga pewne sprawy wynegocjować. I chyba to działa :) Poszłam wiec do kuchni i nastawilam kawe w ekspresie. Akurat w tym momencie ktoś zadzwonil do drzwi.
Biegne na góre otworzyc drzwi. Guten tag, guten tag...bla bla i nachbariny schodzą do pokoju gdzie czeka pani Danke. Witają sie wylewnie po czym siadają do stołu. Grzecznie pytam czy chca kawe czy herbatę. Pani Danke dumnym wzrokiem wodzi po nachbarinach i zaczyna opowiadac o operacji, wylewie i Durchfallu oczywiście. Nachbariny kiwają ze współczuciem głowami podczas gdy ja wkraczam z dzbankiem do pokoju. Pierwsza nachbarina podstawia filiżankę a ja wlewam....Boże! Wodę.Czyściutki wrzątek. W tym calym zdenerwowaniu nalalam wody do ekspresu, włożyalm filtr ale kawy nie nasypałam. Nachbarina spojrzała na mnie zdziwiona potem zerknęła do filiżanki, potem znowu na mnie a wreszcie rozejrzała sie po stole. Najwyraźniej czegoś szukała. Kawy szukała. I chyba pomyslala ze to nasz taki narodowy zwyczaj...ziarenka kawy pogryzac a wrzątkiem popijac. matko! Jakiego wstydu sie najadlam. Nastąpial szybka ewakuacja do kuchni. Zamknęłam drzwi za soba bojąc sie zrozumiec choć jedno słowo na mój temat,
Na szczęscie pani Danke niczego nie zauważyla, caly czas prowadząc monolog o swojej chorobie. Nim nachbarina ochłonęła z niewątpliwego szoku stała jzu przed nia filiżanka kawy.
Wieczór zastał mnie wykonczoną...
Jeśli nachbariny będą sie pojawiać częściej to ciężkie mnie tu życie czeka...
08 marca 2014 15:04
Asik

Nachbariny

Dziś właśnie odwiedziły panią Danke zaproszone nachbariny. Trzy...Pani Danke juz od rana byal mocno podniecona az rumienców na policzkach dostała. Od rana wdała sie w głośną dyskusje tym razem z Johanem. Robiąc w kuchni "kneke" tosty słyszałam ich podniesione głosy. Nagle...jednocześnie niemal usłyszałam "Jooohaaanaaa!" i odgłos raptownie otwieranych drzwi. Wychyliłam sie z kuchni i widze ze Johan z ogniami w oczach wymachuje niebieską bluzka pani Danke.
- Ona nie chce założyc - mówi wściekły ze az paruje.
Spojrzałam na Johana i mówie że to przeciez nie problem, zaraz spytam która chce włożyc i mu dam.
- Wiem że nie problem - mówi Johan - Ale czy ona zaraz musi krzyczec na mnie?!
Nie podobało mi sie to "ona" ale przemilczałam. Weszłam do łazienki i pytam panią Dankę jaką chce bluzkę.
- Bordową - słyszę
Ide do szafy i wyjmuje jedwabna bluzkę z żabocikiem. Podaje Johanowi a pani Danke:
- Nieee! Johana ty załóż.
Tylko Johana dłonie złożone jak do modlitwy skłoniły mnie do tego.
- Dobrze - mówie do obojga - ale to pierwszy i ostatni raz.
Zakładając bluzkę zauważylam jak na twarzy pani Danke przemknął cichcem usmiech tryumfu.
Dokładnie taki sam jak u mojej teściowej kiedy postawila na swoim. O - myśle- moja kochana pani Danke. Nie ze mną te numery Bruner. Moze ja nie znam dostatecznie języka niemieckiego ale TEN język to na perfekt, więc radzę uważać.
Zadowolona pani Danke wjechała na śniadanie do pokoju i dalej potoczył sie dzien jak zwykle...do obiadu...Po obiedzie pani Danke kategorycznie odmówiła pójscia do sypialn, bo przyjdą nachbariny.. Była 12,30 a nachbariny miały sie "melden" o 16tej. Kupa czasu. Tlumacze ze zdąże wszystko przygotować, że musi odpocząc. Nic...jak do ściany. Widze że pani Danke jest coraz bardziej zdenerwowana, w oczach gniewne błyski...Więc o to chodziło, przypominam sobie slowa Johana. Ona jest po prostu uparta.
Pani Danke tym czasem siedząc w magicznym fotelu ,wydaje polecenia co mam zrobic. A wiec wysunąć stół na środek , przykryc obrusem, postawic talerzyki i filiżanki, "pledsien" i zrobic kawe.
Odmawiam zrobienia kawy.
- Za wczesnie - mówie -
Pani Danke zła.
- Za wczesnie - powtarzam i wychodze z kuchni. Do moich uszu dochodzi cmokanie pani Danke. Zawsze to robi jak jest zła. Ale nie ustąpiąłm. Poza tym chodze z urzędową miną...no musi byc jakaś kara za to że nie mam pauzy.
Pani Danke poleguje w swoim fotelu i nagle słysze chrapanie. Zaglądam a pani Danke śpi w najlepsze.
No i po co ja sie ciskałam :), obrażałam. Przeciez pauze i tak mam czy śpi w łóżku czy w fotelu. A może w tym wszystkim nie wszystko jedno?
Po 15tej pani Danke zrobiła sie jeszcze bardziej niespokojna. 15,45 poprosiła żeby podac jej telefon bo musi sie upewnic ze nachbariny nie zapomniały. Dzwoniła ale nikt nie podnosil słuchawki. Wiadomo nachbariny są w drodze, wczołaguja sie na czubek góry...sapią...znam ten ból. Wiec nie moga odebrac telefonu. Do pani Danke jednak to nie trafia. Palcem wskazującym, conem nie znoszącym sprzeciwu pokazuje mi krzesło i mówi ze mam TU siedziec razem z nia i czekac. Nie mam mowy - mysle- i tak zdenerwowanie pani Danke mi sie udzielilo. Kiedy jednak posłusznie (wbrew sobie) usiadlam, zobaczyłam znowu ten tryumfujący wyraz twarzy. Raptownie wstałam mówiąc że ide do toalety a potem robic kawe. Wyraz pani Danke momentalnie sie zmienił na łagodne spojrzenie. Na psychologii uczylam sie ze zmiana pozycji w rozmowie często pomaga pewne sprawy wynegocjować. I chyba to działa :) Poszłam wiec do kuchni i nastawilam kawe w ekspresie. Akurat w tym momencie ktoś zadzwonil do drzwi.
Biegne na góre otworzyc drzwi. Guten tag, guten tag...bla bla i nachbariny schodzą do pokoju gdzie czeka pani Danke. Witają sie wylewnie po czym siadają do stołu. Grzecznie pytam czy chca kawe czy herbatę. Pani Danke dumnym wzrokiem wodzi po nachbarinach i zaczyna opowiadac o operacji, wylewie i Durchfallu oczywiście. Nachbariny kiwają ze współczuciem głowami podczas gdy ja wkraczam z dzbankiem do pokoju. Pierwsza nachbarina podstawia filiżankę a ja wlewam....Boże! Wodę.Czyściutki wrzątek. W tym calym zdenerwowaniu nalalam wody do ekspresu, włożyalm filtr ale kawy nie nasypałam. Nachbarina spojrzała na mnie zdziwiona potem zerknęła do filiżanki, potem znowu na mnie a wreszcie rozejrzała sie po stole. Najwyraźniej czegoś szukała. Kawy szukała. I chyba pomyslala ze to nasz taki narodowy zwyczaj...ziarenka kawy pogryzac a wrzątkiem popijac. matko! Jakiego wstydu sie najadlam. Nastąpial szybka ewakuacja do kuchni. Zamknęłam drzwi za soba bojąc sie zrozumiec choć jedno słowo na mój temat,
Na szczęscie pani Danke niczego nie zauważyla, caly czas prowadząc monolog o swojej chorobie. Nim nachbarina ochłonęła z niewątpliwego szoku stała jzu przed nia filiżanka kawy.
Wieczór zastał mnie wykonczoną...
Jeśli nachbariny będą sie pojawiać częściej to ciężkie mnie tu życie czeka...

Przepraszam - ja krotko - Asik rob * bo nic nie łapie,za duzo obcych wyrazów :):):)
08 marca 2014 15:06 / 5 osobom podoba się ten post
mleczko47

Przepraszam - ja krotko - Asik rob * bo nic nie łapie,za duzo obcych wyrazów :):):)

Proszę uniżenie !! nie kopiować postów Asika ;-))) bo będziemy miały wielokrotność jej tekstów zupełnie niepotrzebnie.