Żabiennik czyli skok na DE

26 marca 2014 19:22 / 4 osobom podoba się ten post
Alina

Nie bardzo zrozumiałam co masz na myśli to pisząc. Czy to oznacza,że w dalszym ciągu pracujesz u Pani Danke? Ja też mam wrażenie, że Niemcy są bardzo hmm, chyba przebiegli w tym co robią. Są mili, chwalą i cisną jak cytrynę. Spróbuj się tylko przeciwstawić to pokazują drugą, mniej przyjazną twarz. My zgadzamy się na wiele bo mamy świadomość, że w Polsce po pierwsze tyle nie zarobimy, a po drugie nie ma pracy dla pań 50+. Asiku! Piszesz świetnie. Mam nadzieję, że to nie koniec.

Nie pracuje juz u pani Danke...opisuje swój pierwszy wyjaz, swoją pierwsza Stelle. :) To dopiero początek te parę miesięcy, które opisałam :) jeszcze troche zostało :)
31 marca 2014 18:04 / 8 osobom podoba się ten post
Asik, zaglądam tutaj już piąty dzień i nie widzę niczego nowego. A czekam i czekam. Wiem, masz dużo pracy i brak wolnego czasu ale ..... I jak tak sobie myślę to przychodzi mi ustawicznie jedna myśl
 

 
udusze tę Asik, gdzie ona zwiała !!!  A post o uduszeniu ma numer 4444 - ha !!!!  
31 marca 2014 18:10
A propo Mycha próbowałaś już żabie udka?:)
31 marca 2014 18:12 / 9 osobom podoba się ten post
Mycha,majtki im chociaż załóż bo takie golasy na tej patelni :)
31 marca 2014 18:13 / 8 osobom podoba się ten post
carrie

A propo Mycha próbowałaś już żabie udka?:)

No nie i nie wiem czy bym zjadła. Niby, niby ale ...... A te udka to Asikowe, nie wiem skąd się tyle ich wzięło. Chyba dopadłam jej rodzinkę ;-))
Asiku gdzie jesteś !!!!!!
01 kwietnia 2014 10:44
A może Asik do PL zjechała ??? Czy ktoś coś wie ??
22 kwietnia 2014 12:33 / 15 osobom podoba się ten post
Zmiana...
 
- Przyjedzie Maria - powiedziała Rozi jak przyjechala w sobote. Zrobila taka dziwna mine...niby zadowolona niby nie.
A mnie tam pietruszka - muslę sobie- jade do domu. Z duszą na ramieniu jade bo kasandryczne wiadomości miałam ale po polsku mam nadzieje to jakos ogarnąc...i przy pomocy euro.
Pani Danke natomiast poplakuje i prosi abym przysięgła ze wróce. W tym celu mam skrzyżowac dwa palce (wskazujący i sercdeczny) i podnieśc do góry. Codziennie o to prosi. Ja na to że przysiegałam raz, przy ołtarzu i wystarczy, 
- pani T. - mówie - nie bede przysięgać ani nie będe planować.
- Dlaczego? - pyta pani Danke
- Bo nie chce rozśmieszyć Pana Boga - mówie
Dpsłownie powiedziałam że nie chce zeby Pan Bóg sie śmiał.
Pani Danke chyba zrozumiała bo powiedziała że planowali urlop machnąc z panem Danke ale...on umarł nagle. 
Na cztery dni przed moim wyjazdem dzwoni Rozi że przyjeżdza Małgorzata ..hmmm....ja "doniosłam" firmie jaki jest stan pani Danke więc może sie Maria przestraszyła i zrezygnowała. Nic to...pakuję sie...tak czy siak jade.
W przeddzien przyjazdu Gosi przyjechała Rozi. Wieczorem przyniosła mi do pokoju torbe
...O Matko!!! Doniczki - filiżanki!!! To te same którymi zachwycalam sie w Herkulesie! Idealnie pasowac będą do mojej kuchni. Jak je zobaczyłam to tylko powiedziałam że sa fantastyczne. I juz je mam. Rozi dała mi tez biała świecę i elementy do dekoracji. Mam zrobic swiece urodzinowa dla mojej mamy ( to taki tu zwyczaj), zrobic zdjęcie i jej przesłać :) No...fajny pomysł tylko znając moją mame...moze to opacznie zrozumiec :) 
Rozi powiedziała że jak bede jechac do Ahnatal to mam zabrac laptop a ona załatwi internet żebym miała kontakt z domem. 
Spytałam dlaczego tyle dla mnie robi. Te dodatkowe pieniądze, papierosy, prezenty a teraz komputer? 
Z serca - odpowiedziała - I dlatego że jak bedziesz miała internet, papierosy kontakt z domem to bedziesz dobrze pracowac.
Hmmm...tak sobie mysle...ja naprawde Rozi lubie ale to chyba tak na 100% z sercem to nie ma nic wspólnego :) Przynajmniej dla mnie :)
Tak w ogóle...to im dłużej tu przebywam tym bardziej widze jakąś ryse...no...cos mi nie daje spokoju...coś jak dysonans , fałszywy dźwięk...od czasu do czasu zazgrzyta...Nie umiem tego nazwac...
Nic to...jade do domu...pomyslę jutro...może pojutrze...
 
23 kwietnia 2014 12:01 / 1 osobie podoba się ten post
Zabko, zycze powodzenia we szystkich Twoich poczynaniach...
23 kwietnia 2014 12:06 / 1 osobie podoba się ten post
Dziękuję Asik,że wróciłaś i piszesz.
23 kwietnia 2014 22:58 / 14 osobom podoba się ten post
*******************************************
 
Uffff....jestem juz w domu. Ostatnia doba wyczerpała mnie i kreślę te słowa (ostatnie w zeszycie) nosem podtrzymując długopis.
W dniu mojego wyjazdu wstalam wczesnie i przygotowałam sniadanie w salonie na górze.
Pan R. przywiózł Gosie i...świeże bułeczki :) Powiedzialam Gosi żeby wrzucila torby do pokoju i cos zjadła. Była tak zmęczona że poprosila tylko o kawę. Rozi juz byla na nogach, pani Danke jeszcze spała. Siedzielismy w salonie i rozmawialiśmy...Uuuuu...Gosia miała takie same kłopoty ze zrozumieniem co ja na początku. Bardzo jej wspólczułam bo wiem jakie to uczucie. Rozi z panem R. rozmawiali a ja? JA byłam za tłumacza!! Dacie wiare ludkowie mili?! Tak nawiasem mówiąc (o ile nawiasy mówią) to mój Anioł na bezrobocie chyba pójdzie albo sie bedzie musiał przekwalifikować :) 
- Asia - westchnęła Gosia - jak ty dobrze mówisz po niemiecku.
Matulu :)...hihiii...jeśli rozumienie co drugiego slowa a reszta na czuja nazywa sie "dobrym niemieckim" to...góra nasi ! :) 
Nagle Gosia oderwała sie od stolu i pobiegła do swoich walizek z głosnym westchnieniem:
-O Boże!
Spojrzeliśmy po sobie, pan R., Rozi i ja. Co sie stało? Czegos zapomniała? Nie zdążylismy sie wzajemnie spytac kiedy Gosia weszła do pokoju....z ...blachą. No...tortownica z ciastem!
- Upiekłam w domu - powiedziała
Nie powiem...ciasto było dobre...serniczek...nieco poturbowany przez podróz ale smaczny ale...no nie wiem...jechac szmat drogi z blaszką ciasta? Chyba to taki zwyczaj opiekunek (Gosia juz dwa lata jeździ) ...musze zapytać bo ja nowicjuszka w tej materii.
Dzwonek do drzwi...Stefan jak zwykle ze spiewem zbiega do pani Danke. Po drodze jak zwykle wola do mnie:
- Hallo Johana! Pieknie wyglądasz!
No pewno że pieknie...jade do domu...Cały miesiąc bez Durchfalla...to luksus!
W czasie kiedy pani Danke była w łazience ja "oprowadzalam" Gosię po kuchni i innych apartamentach. Rozi juz wczoraj zapowiedziala ze po obiedzie mamy pójsc sobie "na spacer" i mam pokazac Gosi gdzie sa sklepy.Jak sobie wszystko obejrzymy to mam zadzwonic i Rozi po nas przyjedzie samochodem. Obiad to tylko kwestia podgrzania. Wszystko przygotowałam wczoraj.
Pani Danke "wyjechała" z łazienki z usmiechem nr 544. W pokoju juz czekalo na nią sniadanie. Podczas gdy Stefan mierzyl cisnienie i zapisywał wszystko w arkuszach ja przedstawiłam Gosie. Pani Danke z zainteresowaniem jej sie przyglądała i rozmawiala. Ja w tym czasie rozmawiałam ze Stefanem. Zyczył mi dobrej podróży i udanego pobytu w domu. Powiedział że bedzie tęsknił za rogalikami i "Malinowym Marzeniem"...
- Dziekuję Stefan - powiedziałam - Ale ja myślalam że bedziesz tęsknił za mną.
Stefan rzucil sie na kolana i zaczął przepraszac tak żarliwie ze pani Danke przerwała "wypytywanie" Gosi i zdumiona zapytała:
-Stefan , a co ty robisz na podłodze?
Tak w ogóle to Gosia "kazała" sie nazywac Margerita (?) Bo niby Niemcom łatwiej. Hihiii...Margerita to mi sie z czym innym kojarzy ..np z wisienką moze byc :) ale co tam. Spytałam Gosi czy Margret nie byłoby lepiej i bardziej po niemiecku ale ona powiedziała że zawsze tak na nia wolaja.Mnie tam pietruszka...
Pani Danke dalej wypytuje Gosie-Margerite a ja krzątam sie w kuchni. Nagle slysze jak Gosia mnie wola. Wchodze do pokoju.
- Asia, ONA cos pyta a ja nie rozumiem.
Nie podoba mi sie ta "ona" ale prosze pania Danke o powtórzenie pytania.
- Pani T. pyta ile masz lat - odpowiadam i wracam do kuchni.
Za chwile znów wolanie. Ide znow do pokoju
- Asia, ja znowu nie rozumiem ONA sepleni i to dlatego.
Pani Danke sepleni?! Ludkowie mili! Znowu tłumacze. Tym razem czy ma dzieci i ile. Nieee...jak tak dalej pójdzie to bede musiała tu siedziec cały czas a roboty mam troche przed wyjazdem. Co robic? 
Zdecydowanym głosem powiedziałam pani Danke że Gosia- Margerita jest baaardzo zmęczona i teraz idzie spac. Pani Danke pokiwała współczujaco głowa i poslusznie zaległa w swoim magicznym fotelu a ja ewkułowałam Gosie do pokoju na górze, gdzie mogłysmy spokojnie pogadac. Własnie przyjechala Rozi z większymi zakupami i miala oko na swoja mame w tym czasie. Przekazałam co najwazniejsze, reszte wypisałam wczesniej na kartce. Nigdy tego nie robiłam bo to pierwsza moja sztela, pierwsza zmiana , ale Rozi mi pomogła bo przywiozła kartke z wypisanymi najwazniejszymi sprawami po niemiecku oczywiście a ja przetłumaczyłam na polski.
Dzis piątek wiec bedzie Hos :) Mysle że troche za duzo jak na jeden raz dla pani Danke.
Po obiedzie poszlyśmy z Gosia na zakupy. Tym razem to ona bedzie kupowała. Ło Matko! Zjechałysmy na dół trzymając sie jedna drugiej. Gosia zachwycona okolica i ze smiechem zbiegala na dół ...No - myslę sobie- śmiej sie póki możesz. Popłaczesz jak sie bedziesz wdrapywac na czubek góry.
W sklepie Gosia kupowała a ja jej towarzyszyłam. Mowilam gdzie co jest...oczywiście po polsku. Nagle Gosia mówi:
- Ty nie mów tak głosno po polsku bo oni tego nie lubia i sa dla Polaków niemili.
Ło Matko! Ja tu cztery miesiące robie zakupy. A ze to mala miescina to wszyscy wiedza zem Polka i nijakiej przykrosci nie miałam...wrecz przeciwnie...cała mase życzliwości. Ale ...jeśli Gosia sie boi przyznawac do swego pochodzenia to jej problem ...nie mój.
Po zakupach zadzwonilam do Rozi. Po pieciu minutach podjechała po nas i powiedziała ze jest Hos i Rozi zaprasza nas na kawe. Pojechałysmy do kawiarni . Rozmawiamy...oczywiście po niemiecku. Gosia nagle do mnie:
- Mów do mnie po polsku.
- Nie wypada - mówie- Rozi siedzi z nami i nie rozumie po polsku. Bedziemy same to pogadamy.
Byla chyba zła na mnie...może pomyslała że zadzieram nosa...ale to Rozi nas zaprosiła i wiem że dobrze powiedziałam.
Po powrocie do domu ster przejeła Gosia a ja konczyłam pakowanie. Rozi przyszła do mojego pokoju i spytała czy przyjade znowu. Przyjade - odpowiedziałam.
- Dziękuje - powiedziaal Rozi - Mama bardzo cie polubiła. Wie ze musisz jechac do domu i rodziny ale żyje pewnością że wrócisz. 
Znów zadźwięczał dysonans....nie potrafie tego nazwac....wiem co to jest ale nie umiem ubrac tego w słowa. Zmęczona jestem...to pewne...
Gosia pokazala mi swoje papiery. Ludkowie! Opis pani Danke jak w moim opisie sprzed 4 miesięcy! Wiec to co mówilam firmie poszło w niebyt, w kosmos! Pani Danke nadal ma 81 lat i ani słowa o operacji. No kurcze...do kogo ja to mówiłam!? Po co to mówiłam?! Cos mi sie widzi że firmie jest ganc i pomada...zatrzymani w czasie...ale są przy kasie.
Zaniepokoilo mnie bardzo ze Gosia ma byc ...wg jej umowy tu 2 miesiące. A ja mówilam że jade na miesiąc i wracam. No pieknie. 2 miesiące w domu to dla mnie"żegnajcie ludkowie" Nowe doły których nie będzie czym zasypac.
Przyjechał pan R. Powiedziałam mu swe obawy. On z usmiechem mówi:
- Ty sie Johana nie martw. Ja wszytsko załatwię ze wrócisz tu za miesiąc. Napisz do mnie maila którego chcesz wracac. 
Udałam że wierze w jego zapewnienia ale nadal jestem niespokojna. Poza tym...tak załatwiac sprawy poza firmą? No ...pomysle juz w domu. Teraz w drogę.
Pożegnanie było płaczliwe...pani Danke machała mi biala chusteczka (higieniczną) na pożegnanie. Rozi mi mówiła że ona zawsze tak żegnala wszystkich...machala chusteczka z progu domu :)
Gosia ...jak mnie żegnano...tylko powiedziała;
- Boże, Asia, jak oni cie tu kochają.
Marwię sie o nią...ale sądze że sobie poradzi bo przeciez to nie jej pierwszy raz.
W samochodzie pan R. wyciagnął paczuszke.
- To prezent dla ciebie ode mnie i mojej żony (żona pana R. jest Polka) W ozdobnej torebce były pralinki i 20 euro :) 
- Tu mas zadres mailowy do mnie - powiedział pan R. - koniecznie do mnie napisz jak bedziesz w Polsce.
Autobus podjechał i kiedy podawałam bilet powiedziałam "Bitte"Zupełnie automatycznie. Pan pilot spojrzał na mnie z góry ( stał na schodkach autobusu ) i rzekl
- Prosze pani to jest polski autobus i mówi sie tu po polsku.
Ożesz ty!   Jak sie zexliłam! Ty zakrakrawatkowany dygusie!
- Prosze pana,- mówie - Jestesmy w Kassel a tu sie mówi po niemiecku. A jak bede miała ochote to w polskim autobusie po chinsku bede mówic i wtedy bedzie to pana problem nie mój. 
Chciałam jeszcze mu dogadać ale nagle po mnie spłynęło. Spojrzałam z żałoscia na niego i weszlam do autobusu. Pan R. jeszcze raz nakazał kontakt i sobie pomachaliśmy...łapkami :)
Podróz była mecząca...nogi pod broda...posladki bolace...durne filmy na Video....koszmar. Jakies towarzystwo z kazdym pstojem na stacji benzynowej robiło sie coraz bardziej hałaśliwe....
Na dworcu czekał Żabek....po 20 min byłam w domu....
Koniec pierwszego etapu....za miesiąc drugi....jak długo mam jeszcze prowadzic taki tryb życia? Ja juz teraz ani w Niemczech swoja ani w Polsce tutejsza....Cudzoziemka....albo przebrana za Niemke....
 
24 kwietnia 2014 08:12 / 5 osobom podoba się ten post
Asik

*******************************************
 
Uffff....jestem juz w domu. Ostatnia doba wyczerpała mnie i kreślę te słowa (ostatnie w zeszycie) nosem podtrzymując długopis.
W dniu mojego wyjazdu wstalam wczesnie i przygotowałam sniadanie w salonie na górze.
Pan R. przywiózł Gosie i...świeże bułeczki :) Powiedzialam Gosi żeby wrzucila torby do pokoju i cos zjadła. Była tak zmęczona że poprosila tylko o kawę. Rozi juz byla na nogach, pani Danke jeszcze spała. Siedzielismy w salonie i rozmawialiśmy...Uuuuu...Gosia miała takie same kłopoty ze zrozumieniem co ja na początku. Bardzo jej wspólczułam bo wiem jakie to uczucie. Rozi z panem R. rozmawiali a ja? JA byłam za tłumacza!! Dacie wiare ludkowie mili?! Tak nawiasem mówiąc (o ile nawiasy mówią) to mój Anioł na bezrobocie chyba pójdzie albo sie bedzie musiał przekwalifikować :) 
- Asia - westchnęła Gosia - jak ty dobrze mówisz po niemiecku.
Matulu :)...hihiii...jeśli rozumienie co drugiego slowa a reszta na czuja nazywa sie "dobrym niemieckim" to...góra nasi ! :) 
Nagle Gosia oderwała sie od stolu i pobiegła do swoich walizek z głosnym westchnieniem:
-O Boże!
Spojrzeliśmy po sobie, pan R., Rozi i ja. Co sie stało? Czegos zapomniała? Nie zdążylismy sie wzajemnie spytac kiedy Gosia weszła do pokoju....z ...blachą. No...tortownica z ciastem!
- Upiekłam w domu - powiedziała
Nie powiem...ciasto było dobre...serniczek...nieco poturbowany przez podróz ale smaczny ale...no nie wiem...jechac szmat drogi z blaszką ciasta? Chyba to taki zwyczaj opiekunek (Gosia juz dwa lata jeździ) ...musze zapytać bo ja nowicjuszka w tej materii.
Dzwonek do drzwi...Stefan jak zwykle ze spiewem zbiega do pani Danke. Po drodze jak zwykle wola do mnie:
- Hallo Johana! Pieknie wyglądasz!
No pewno że pieknie...jade do domu...Cały miesiąc bez Durchfalla...to luksus!
W czasie kiedy pani Danke była w łazience ja "oprowadzalam" Gosię po kuchni i innych apartamentach. Rozi juz wczoraj zapowiedziala ze po obiedzie mamy pójsc sobie "na spacer" i mam pokazac Gosi gdzie sa sklepy.Jak sobie wszystko obejrzymy to mam zadzwonic i Rozi po nas przyjedzie samochodem. Obiad to tylko kwestia podgrzania. Wszystko przygotowałam wczoraj.
Pani Danke "wyjechała" z łazienki z usmiechem nr 544. W pokoju juz czekalo na nią sniadanie. Podczas gdy Stefan mierzyl cisnienie i zapisywał wszystko w arkuszach ja przedstawiłam Gosie. Pani Danke z zainteresowaniem jej sie przyglądała i rozmawiala. Ja w tym czasie rozmawiałam ze Stefanem. Zyczył mi dobrej podróży i udanego pobytu w domu. Powiedział że bedzie tęsknił za rogalikami i "Malinowym Marzeniem"...
- Dziekuję Stefan - powiedziałam - Ale ja myślalam że bedziesz tęsknił za mną.
Stefan rzucil sie na kolana i zaczął przepraszac tak żarliwie ze pani Danke przerwała "wypytywanie" Gosi i zdumiona zapytała:
-Stefan , a co ty robisz na podłodze?
Tak w ogóle to Gosia "kazała" sie nazywac Margerita (?) Bo niby Niemcom łatwiej. Hihiii...Margerita to mi sie z czym innym kojarzy ..np z wisienką moze byc :) ale co tam. Spytałam Gosi czy Margret nie byłoby lepiej i bardziej po niemiecku ale ona powiedziała że zawsze tak na nia wolaja.Mnie tam pietruszka...
Pani Danke dalej wypytuje Gosie-Margerite a ja krzątam sie w kuchni. Nagle slysze jak Gosia mnie wola. Wchodze do pokoju.
- Asia, ONA cos pyta a ja nie rozumiem.
Nie podoba mi sie ta "ona" ale prosze pania Danke o powtórzenie pytania.
- Pani T. pyta ile masz lat - odpowiadam i wracam do kuchni.
Za chwile znów wolanie. Ide znow do pokoju
- Asia, ja znowu nie rozumiem ONA sepleni i to dlatego.
Pani Danke sepleni?! Ludkowie mili! Znowu tłumacze. Tym razem czy ma dzieci i ile. Nieee...jak tak dalej pójdzie to bede musiała tu siedziec cały czas a roboty mam troche przed wyjazdem. Co robic? 
Zdecydowanym głosem powiedziałam pani Danke że Gosia- Margerita jest baaardzo zmęczona i teraz idzie spac. Pani Danke pokiwała współczujaco głowa i poslusznie zaległa w swoim magicznym fotelu a ja ewkułowałam Gosie do pokoju na górze, gdzie mogłysmy spokojnie pogadac. Własnie przyjechala Rozi z większymi zakupami i miala oko na swoja mame w tym czasie. Przekazałam co najwazniejsze, reszte wypisałam wczesniej na kartce. Nigdy tego nie robiłam bo to pierwsza moja sztela, pierwsza zmiana , ale Rozi mi pomogła bo przywiozła kartke z wypisanymi najwazniejszymi sprawami po niemiecku oczywiście a ja przetłumaczyłam na polski.
Dzis piątek wiec bedzie Hos :) Mysle że troche za duzo jak na jeden raz dla pani Danke.
Po obiedzie poszlyśmy z Gosia na zakupy. Tym razem to ona bedzie kupowała. Ło Matko! Zjechałysmy na dół trzymając sie jedna drugiej. Gosia zachwycona okolica i ze smiechem zbiegala na dół ...No - myslę sobie- śmiej sie póki możesz. Popłaczesz jak sie bedziesz wdrapywac na czubek góry.
W sklepie Gosia kupowała a ja jej towarzyszyłam. Mowilam gdzie co jest...oczywiście po polsku. Nagle Gosia mówi:
- Ty nie mów tak głosno po polsku bo oni tego nie lubia i sa dla Polaków niemili.
Ło Matko! Ja tu cztery miesiące robie zakupy. A ze to mala miescina to wszyscy wiedza zem Polka i nijakiej przykrosci nie miałam...wrecz przeciwnie...cała mase życzliwości. Ale ...jeśli Gosia sie boi przyznawac do swego pochodzenia to jej problem ...nie mój.
Po zakupach zadzwonilam do Rozi. Po pieciu minutach podjechała po nas i powiedziała ze jest Hos i Rozi zaprasza nas na kawe. Pojechałysmy do kawiarni . Rozmawiamy...oczywiście po niemiecku. Gosia nagle do mnie:
- Mów do mnie po polsku.
- Nie wypada - mówie- Rozi siedzi z nami i nie rozumie po polsku. Bedziemy same to pogadamy.
Byla chyba zła na mnie...może pomyslała że zadzieram nosa...ale to Rozi nas zaprosiła i wiem że dobrze powiedziałam.
Po powrocie do domu ster przejeła Gosia a ja konczyłam pakowanie. Rozi przyszła do mojego pokoju i spytała czy przyjade znowu. Przyjade - odpowiedziałam.
- Dziękuje - powiedziaal Rozi - Mama bardzo cie polubiła. Wie ze musisz jechac do domu i rodziny ale żyje pewnością że wrócisz. 
Znów zadźwięczał dysonans....nie potrafie tego nazwac....wiem co to jest ale nie umiem ubrac tego w słowa. Zmęczona jestem...to pewne...
Gosia pokazala mi swoje papiery. Ludkowie! Opis pani Danke jak w moim opisie sprzed 4 miesięcy! Wiec to co mówilam firmie poszło w niebyt, w kosmos! Pani Danke nadal ma 81 lat i ani słowa o operacji. No kurcze...do kogo ja to mówiłam!? Po co to mówiłam?! Cos mi sie widzi że firmie jest ganc i pomada...zatrzymani w czasie...ale są przy kasie.
Zaniepokoilo mnie bardzo ze Gosia ma byc ...wg jej umowy tu 2 miesiące. A ja mówilam że jade na miesiąc i wracam. No pieknie. 2 miesiące w domu to dla mnie"żegnajcie ludkowie" Nowe doły których nie będzie czym zasypac.
Przyjechał pan R. Powiedziałam mu swe obawy. On z usmiechem mówi:
- Ty sie Johana nie martw. Ja wszytsko załatwię ze wrócisz tu za miesiąc. Napisz do mnie maila którego chcesz wracac. 
Udałam że wierze w jego zapewnienia ale nadal jestem niespokojna. Poza tym...tak załatwiac sprawy poza firmą? No ...pomysle juz w domu. Teraz w drogę.
Pożegnanie było płaczliwe...pani Danke machała mi biala chusteczka (higieniczną) na pożegnanie. Rozi mi mówiła że ona zawsze tak żegnala wszystkich...machala chusteczka z progu domu :)
Gosia ...jak mnie żegnano...tylko powiedziała;
- Boże, Asia, jak oni cie tu kochają.
Marwię sie o nią...ale sądze że sobie poradzi bo przeciez to nie jej pierwszy raz.
W samochodzie pan R. wyciagnął paczuszke.
- To prezent dla ciebie ode mnie i mojej żony (żona pana R. jest Polka) W ozdobnej torebce były pralinki i 20 euro :) 
- Tu mas zadres mailowy do mnie - powiedział pan R. - koniecznie do mnie napisz jak bedziesz w Polsce.
Autobus podjechał i kiedy podawałam bilet powiedziałam "Bitte"Zupełnie automatycznie. Pan pilot spojrzał na mnie z góry ( stał na schodkach autobusu ) i rzekl
- Prosze pani to jest polski autobus i mówi sie tu po polsku.
Ożesz ty!   Jak sie zexliłam! Ty zakrakrawatkowany dygusie!
- Prosze pana,- mówie - Jestesmy w Kassel a tu sie mówi po niemiecku. A jak bede miała ochote to w polskim autobusie po chinsku bede mówic i wtedy bedzie to pana problem nie mój. 
Chciałam jeszcze mu dogadać ale nagle po mnie spłynęło. Spojrzałam z żałoscia na niego i weszlam do autobusu. Pan R. jeszcze raz nakazał kontakt i sobie pomachaliśmy...łapkami :)
Podróz była mecząca...nogi pod broda...posladki bolace...durne filmy na Video....koszmar. Jakies towarzystwo z kazdym pstojem na stacji benzynowej robiło sie coraz bardziej hałaśliwe....
Na dworcu czekał Żabek....po 20 min byłam w domu....
Koniec pierwszego etapu....za miesiąc drugi....jak długo mam jeszcze prowadzic taki tryb życia? Ja juz teraz ani w Niemczech swoja ani w Polsce tutejsza....Cudzoziemka....albo przebrana za Niemke....
 

http://www.tapetus.pl/obrazki/n/123695_aba-kusicielka.jpg
 
Ale zmiana jak dotarłas do domu ha ha no no !!!
24 kwietnia 2014 11:32 / 2 osobom podoba się ten post
ORIM

http://www.tapetus.pl/obrazki/n/123695_aba-kusicielka.jpg
 
Ale zmiana jak dotarłas do domu ha ha no no !!!

Kochany Orimku, piszę tę petycję do Ciebie do muszę !! być grzeczna !!  Albo jesteś nieuważny albo złośliwy. Prosiłyśmy aby nie cytować wpisów dziewczyn, bo są długie i powtarzanie ich nie ma sensu. A TY swoje. Przyznaj się - złośliwy czy nieuważny ???
24 kwietnia 2014 13:19 / 2 osobom podoba się ten post
Mycha

Kochany Orimku, piszę tę petycję do Ciebie do muszę !! być grzeczna !!  Albo jesteś nieuważny albo złośliwy. Prosiłyśmy aby nie cytować wpisów dziewczyn, bo są długie i powtarzanie ich nie ma sensu. A TY swoje. Przyznaj się - złośliwy czy nieuważny ???

Juz odpowiadam bo chce byc grzeczny !! Jestem taki nieuwazny i daleko mi do złośliwosci (tu na forum ha ha ) Czyli mowiac wprost nie przeczytalem prosby o nie cytowanie i nie moglem sie oprzec aby tego nie wkleic.
24 kwietnia 2014 14:10 / 1 osobie podoba się ten post
ORIM

Juz odpowiadam bo chce byc grzeczny !! Jestem taki nieuwazny i daleko mi do złośliwosci (tu na forum ha ha ) Czyli mowiac wprost nie przeczytalem prosby o nie cytowanie i nie moglem sie oprzec aby tego nie wkleic.

Dobra, będzie Ci wybaczone ;-)))
"Grzeczny Orim" ??!!  Hmmmmm - dziwnie to brzmi. Bo że ja jestem grzeczna to wszyscy wiedzą ;-))
24 kwietnia 2014 22:43 / 16 osobom podoba się ten post
80 lat minęło jak jeden sen…
 
Wreszcie pojechałam do swojego rodzinnego domu. Okazja nie byle jaka. Moja Maminka konczy 80 lat. Sama nie mogę uwierzyc a co dopiero moja mamaJ
Wyjechaliśmy cała trójką…Żabek, dziecina i ja. Oczywiście z przygodami J Dokładna sytuacja jak przed laty kiedy po śmierci teściowej po raz pierwszy wyjechaliśmy calą rodzina do Gdyni. Już na dworcu we Wroclawiu się pogubiliśmy. Tak odwykliśmy od wspólnych wypadow ze każdy szedł sobie w swoją strone. I tak było tym razem. Rozlazły się zaby z Kijanką po całym dworcu i potem do kupy się nie mogły zejsc. Dobrze że mieliśmy komórki to jakoś się namierzyliśmy i wsiedliśmy o czasie do tego samego pociągu…ba…nawet siedzieliśmy w tym samym przedziale. Bardzo bylam wkurzona bo bilety były w moim posiadaniu. Nastepnym razem rozdam je przed wejściem na dworzec. Najwyżej…jak kto nie zdąży to przyjedzie poźniej.
Mama Bardzo się ucieszyła. Ja upiekłam wieeelki tort ale 80 świeczek i tak się nie zmieściło więc z siostra
„dałyśmy” 40…a co tam…Mama i tak nie wyglada na te 80. Rano poszliśmy do kościoła na Mszę Św. W intencji Mamy. Pieknie było. Na koniec Mszy ksiądz przed ogłoszeniami „zawezwał” Mamę przed ołtarz i w obliczu wszystkich wiernych pogratulował jubilatce i wręczyl piekny album o Papieżu Janie Pawle II. Mama była wzruszona ale i dumna z takiego wyróżnienia.
A potem była uczta…moja siostra i bratowa uwijały się w kuchni, ja dekorowałam tort. Na skrzypkach moja bratanica zagrała „Sto lat” , myśmy zaśpiewali…och jak dawniej…na głosy to tylko ja i ciocia G. Bo ona się tylko ostała z rodzeństwa Mamy. Postawilam świecę urodzinową na stole. Jeśli Mama sobie cos pomyślała to po cichu…Głośno natomiast zachwycała się nią.
W prezencie od nas Mama dostala książkę…zrobioną na zamówienie. Książka – album…ze zdjęciami mojej Mamy od najmłodszych lat. Pierwsze zdjecie pochodzi z 1938 i jest zrobione na gdyńskiej plaży…potem moja Mama z długimi blad włosami do pasa zaplecionymi w grube warkocze..potem z Tata..tacy szczęśliwi, młodzi…Myslę że to dobry był pomysł…
 
Teraz jestem znowu w domu. Nie wiem kiedy pojade do Mamy…smutno…bardzo mi smutno….