Malgi:-):lol3::lol2::lol1::palka:
Najpierw uchachałam się z tego Twojego strachu przed trującymi grzybkami.
Na 100% nie otrujesz się "przez dotyk". Musiałabyś takowego co najmniej polizać i potem połknąć slinę. Bo nawet jak spróbujesz i zaraz wyplujesz (nie połykając) trującego grzyba - to nie masz szans na otrucie. A tak naprawdę śmiertelnie trujących gatunków jest tylko około 10 w całym świecie. Reszta jest tylko "podtruwaczami", która cichaczem niszczy ludzkie organy, najczęściej wątrobę.
A próchnilec maczugowaty rośnie nawet w moim ogródku kwiatowym pod oknem - do Puszczy Białowieskiej mam dość spory kawałek - zdecydowanie blizej mam do Puszczy Słupskiej ;-)
Malgi ... to nie dokładnie tak ...Ja się trochę znam na grzybkach... Do lasu z Dyrektorem chadzam, oczwiście jak jestem w Polsce i my grzecznie za Dyrektorem, i zgodnie ze znajomoscią jaką Dyrektor posiada do tych koszyczków te grzybki zbieramy....
Później Dyrektor przegląda koszyczki... całe "be" oraz to czego nie zna wyrzuca, a reszta jest radośnie myta, czyszczona, zamykana w słoiczki i nawlekana na sznureczki ...
Od jakiegoś czasu mamy specjalną suszarke...
Dyrektor ma jeszcze taki talent, że nikogo w lesie nie zgubi (tu chyba chodzi o mnie
) i tym samym tam nie pozostawi ...
W takim dyżym, czarnym lesie
Dyrektor to moja córka, a skąd u niej taka znajomość grzybów tego nie wiem... Ja sie znam tak byle jak i w genach rodzinnych tyż nie widze tej perfekcji i rozsadku ...
P.S. Tak czy siak my tych grzybów nie jemy ...
Rozdajemy je rodzinie czy znajomym ... Ja jeszcze mam śladowe cechy konsumpcyjne...
U mnie zainteresowanie roślinami wykazuje cechy kleptomani...
Ale ja mam tą kleptomanie "stąd dotąd" to nie idę z tym do lekarza...
Jak byłam bardzo, bardzo mała (może 3 lata, a może mniej) to mama nas zabrała do Ogrodu Botanicznego i tam "ukradła" z klombu szczepkę kaktusa (chyba kaktusa). Ja się wtedy bardzo, bardzo wstydziłam, a później bardzo, bardzo się bałam, że zrobią nam coś przy wyjściu z tego ogrodu...
Niestety jak mnie "cóś" zafascynuje to nie umiem się powstrzymać...
, ale to musi znajdować się za obrysem terenu prywatnego... Jak mogę to kupić to sobie to kupię, ale nie wszystko można kupić... Później jestem z tym (rośliną) trochę, patrze sobie na nią, poznaje ją... i albo dalej mi się podoba, albo... kosz... Cechy te ujawniły się w ostatnim dziesięcioleciu i się pogłębiają...
Już zdarzyło mi sie dwa razy "ukraść" szczepkę z grobu na cmentarzu, ale wierz mi, że wyszła poza obręb terenu prywatnego
Podejrzewam, że do dziś zdobi ogród mojej byłej pdp bo tam je posadziłam
Lubię się temu przyglądać, ale nie bardzo mnie interesuje jak to ma na imię... Palce umarlaka to był impuls i cieszę się, że nie był to np. barszcz Sosnowskiego... bo już dzisiaj i takie rosliny mamy ... Ale nie znam to nie wiem... Później siedzę z tymi grzybami i się pałuję co z nimi zrobić ... Myślę... dam Elfince niech je zaniesie do topiku "Powieść z życia opiekunek +18" bo tam chyba Mleczko lata z jakąś miksturą w samowarze to może się przydadzą...
, ale nie wiem czy to takie użytkowe, a jak zaszkodzi ? Znowu bedzie na mnie...
Posiedziałam z nimi tydzień czy dłużej, wrzuciłam do kosza i nacisnełam przycisk "opróżnij kosz" i tyle ...